Luty to miesiąc, który wywołał we mnie tyle emocji, co nic innego ostatnio. No, może poza wyborem mebli do kuchni. Z jednej strony był to miesiąc pełen piękna, wyjazdów, zachwytów i drobnych przyjemności, o których pisałam często na instagramie (kto nie obserwuje, ten trąba:)). Z drugiej strony to miesiąc wewnętrznej walki o umiejętność dostrzegania dobra w każdym, nieprzypisywania nikomu złych intencji i cieszenia się z tego, co się aktualnie dzieje. Szczerze mówiąc, tak często pisałyście mi, że współczujecie mi remontu, że pewnego dnia sama sobie zaczęłam współczuć i… dopadło mnie dziwne przygnębienie.
Książka na lepszy nastrój
Odkryłam, że pozwoliłam mu się poddać i wtedy mój dzień zamienił się w pasmo beznadziejnych przypadków i zdarzeń, a ja poczułam się jak kot wyprany w pralce. Serio, miałam ochotę się odwirować. Obiecam sobie, że nie będę się załamywać i sama siebie demotywować. I myślę, że to najlepszy z właściwych momentów na czytanie książki „Być szczęśliwym na Alasce”, której autorem jest Rafael Santandreu. Książką jestem zachwycona. Wielokrotnie na IG pozywałam Wam fragmenty i ogromnie się cieszę, że tak wiele z Was ją kupiło. To naprawdę świetna pozycja i powiedziałabym, że obowiązkowa. Trudno się ją jednak czyta, bo co chwilę trafia się na zdanie, które zmusza do refleksji. Zamykasz więc książkę i zastanawiasz się nad sobą. Mnie się wydawało, że jestem osobą zawsze pozytywnie nastawioną, a czytając książkę dostrzegam jeszcze kilka obszarów do zmian. I to jest ekstra. Bardzo rozwijająca lektura.
Jak nad morze to tylko zimą
Cudowną odskocznią i czasem na regenerację był dla mnie wyjazd nad morze. Uwielbiam nasze polskie morze właśnie o tej porze roku, a mam problem z akceptacją go w sezonie. Śmiałam się, że aż tak nie lubię ludzi, żeby ocierać się o nich na plaży i słuchać ich prywatnych życiowych opowieści. To nie mój klimat. Dla mnie urlop to odpoczynek też w jakimś stopniu od ludzi. Zresztą pisałam już o tym chyba dwa lata temu podczas wakacji. Mogę spędzać ten czas z przyjaciółmi, ale duże skupiska ludzi to nie mój klimat. Dlatego kochałam wyjazdy do Chorwacji poza sezonem. Puste plaże i my. Coś cudownego. Tęsknię za tym i trochę przeraża mnie fakt, że jak Zu pójdzie do szkoły, dołączymy do podróżujących w wolne dla wszystkich dni. Będę miała swoistą lekcję uczenia się szczęścia i przyjemności w nowych warunkach, prawda? :)
Morze zimą zachwyca. Jeśli jeszcze nigdy nie byliście, koniecznie się wybierzcie. Ceny są tak bardzo przystępne, sklepiki z tandetnymi chińskimi pamiątkami pozamykane i ta cisza… To bardzo twórcze doznanie i pozwoliłam sobie naprawdę na niezwykły odpoczynek i internetowy detoks. Było cudownie i chyba nawet m i trochę smutno, że muszę czekać cały rok, żeby znowu odwiedzić morze zimą. Szkoda, że na plażach nie ma ławek. Akurat wtedy nie wiało, było naprawdę przyjemni i czuję, że mogłabym jedną taką ławkę na plaży zająć na cały dzień. Patrzenie na bezkres morza, słuchanie szumu fal (a nie krzyków ludzi, sorry tak już mam), jest dla mnie niezwykłe, nie tyle twórczo, co oczyszczająco na umysł. Spędziłam kilka cudownych dni w Hotelu SPA & Dom Zdrojowy Jastarnia. Opiszę go w osobnym wpisie, bo pojechałam tam, żeby ocenić czy faktycznie jest przyjazny dzieciom i wrócę do tego tematu.
Czekolada zawsze rozumie
Ze słodyczy najbardziej lubię schabowe :) Aaa i sernik, jak mogłam zapomnieć. Jednak kiedy przychodzi do mnie czekolada, która wygląda jak dzieło sztuki, to wiem, że dzień będzie od razu lepszy. Nic tak nie działa na nastroje, które tak huśtały mną w lutym, jak czekolada. Pamiętam czasy, kiedy czekolada była tylko czekoladopodobna i w sumie nie mówię, bo nadal takie lubię. Ale kiedy widzę, co Chocolissimo potrafi zrobić z czekolady, chciałabym się tam zatrudnić :) Ale nie wysyłam swojego CV bo boję się, że mogłabym nie nadawać się na mój romantyczny rejs w Chorwacji, na który wybieramy się w sierpniu bez dzieci w prezencie na naszą 15 rocznicę ślubu :)
W Chocolissimo znajdziecie urocze, oryginalne czekoladki i prezenty. Zupełnie bez okazji. Wiecie, że znalazłam tam czekoladowe szprotki, pantofelki, czy całe czekoladowe Zoo? Możecie zaprojektować telegram z czekolady, oprawić zdjęcie, albo cokolwiek innego. Ogranicza Was tylko wyobraźnia. Zobaczcie co za cuda :) I kiedy to piszę mam ochotę zamówić kolejne pudełko słodkości, ale wciąż myślę o tym jachcie i o tych kostiumach, które mąż zamówił mi przez internet jako niespodziankę. Czuję, że nie trafi z rozmiarem, bo chciał być miły i kupił rozmiar S :)
Remont idzie pełną parą
Miesiąc za nami i pewnie kolejny przed nami. Teraz to jednak czas na zamówienie podłóg, płytek, sofy itd. I powiem Wam, że niby tego wszystkiego jest tak dużo, ale jak pójdziesz do sklepu z konkretnymi potrzebami, wymiarami i fantazjami, to okazuje się, że nie masz w czym wybierać. Wszystko na jedno kopyto, kopia kopi kopią pogania i naprawdę ciężko znaleźć coś sensownego i nie za miliony. Ale nie poddaję się i przekopuję internet w poszukiwaniu czegoś, co naprawdę spodoba mi się na dłużej niż dwa dni :) Przy okazji możecie zobaczyć wpis o kuchni i inspiracjach.
Hello Body KLIK
Odkąd zaczęłam swoją przygodę z kosmetykami naturalnymi, poznaję same dobre marki. Nauczyłam się, że za dobre kosmetyki trzeba zapłacić odrobinę więcej, ale w zamian dostaje się perełki składające się tylko z naturalnych składników, nie testowane na zwierzętach i opracowane przez ekspertów. Trochę żałuję, że dopiero mając 34 lata zaczęłam interesować się swoją cerą w zakresie jej potrzeb. Ale tak to już jest, że chyba dopiero z czasem człowiek uczy się, że w siebie warto inwestować. I tym oto sposobem testowałam ostatnio nowe kosmetyki Hello Body. Są produkowane w Berlinie i stanowią wszechstronną pielęgnację całego ciała. Głównym składnikiem tych naturalnych kosmetyków jest kokos, więc łatwo zgadnąć, że pachną cudownie i wyjątkowo nawilżają.
Coco Fresh Detox Face Foam
Jedwabiście gładka pianka do mycia twarzy o cudownym zapachu kokosa. Używam go dwa razy dziennie. Rano przygotowując twarz do makijażu, przed nałożeniem olejku na twarz. Oraz wieczorem po demakijażu przed nałożeniem serum. Pianka usuwa pozostałości makijażu oraz zanieczyszczeń, zapobiegając tym samym powstawaniu wyprysków i poprawiając wygląd cery. Pachnie cudownie, ale delikatnie.
Coco Kiss scrub do ust
Zalety peelengów do ust odkryłam rok temu, kiedy moje usta na mrozie pękały i pierzchły. Kiedyś scrub do ust wydawał mi się zbędnym kosmetykiem, ale teraz na dobre rozgościł się w mojej łazience. Scrub nakładam rano przed makijażem, żeby pozbyć się martwego naskórka i przygotować usta na przyjęcie kolorowych pomadek. Kiedyś usta pękały mi tak mocno, że nie mogłam nakładać kolorowych kosmetyków, bo usta wyglądały jak wyschnięta tafla błotka. Cukrowy scrub jest tak cukrowy, że trzeba się powstrzymywać przed oblizywaniem ust :)
Coco Rich balsam do ust
Balsam stworzony został na bazie naturalnych składników takich jak olej kokosowych i maso shea. Kusi smakiem i zapachem, pozostawiając usta miękkie i odżywione. Idealny kosmetyk do codziennej pielęgnacji ust.
Coco Touch Hand Cream
Remont czy mróz to sprawdzian dla moich dłoni. A moje dłonie nawet bez takich ekstremalnych wyzwań mają tendencję do przesuszania. Ekstrakt z glinki moor zamknięty w kremie Coco Touch oczyszcza dłonie z toksyn, a masło shea, olej z pestek winogron i wosk pszczeli nawilża i ukoi. Testowałam go nad morzem i sprawdził się wyśmienicie. Dłonie są po nim aksamitne.
Na hasło MAMAGERKABLOG macie 20% zniżki na wszystkie kosmetyki Hello Body
Tyle ode mnie :)
A na koniec mam dla Was kilka fajnych wpisów z internetów. Może kliknijcie i zobaczcie, czy przypadkiem nie odkryjecie czegoś, co bardzo się Wam spodoba :)
Jaki temperament ma Twoje dziecko? Poznaj 9 i wybierz
Turcja – co może zaskoczyć (planuję w tym roku ten kierunek i dla mnie fajny tekst)
Na dzisiaj tyle. Kolejna porcja polecajek już za dwa tygodnie. Poinformuję o tym na FB i Instagramie, więc koniecznie zaobserwujcie!!!