Lubię używać słowa bezglutek. Jest takie niewinne, dziecięce. I przynajmniej sprawia, że ten rodzaj diety już nie kojarzy mi się źle. Wierzcie lub jak tam chcecie, ale taka dieta jest dla mnie, rodzica, często wyczerpująca. Na samym początku, kiedy dostaliśmy wyniki badań, prawie usiadłam i płakałam, bo o kuchni bezglutenowej miałam takie pojęcie jak o naprawieniu ciągnika. Kiedy jeszcze dowiedziałam się o uczuleniu na jajka, drożdże i mleko to już było dla mnie za wiele. Jakby ktoś z tego ciągnika jeszcze zabrał połowę części i oczekiwał, że jak go złożę, będzie jeździł. Teraz jest łatwiej, ale dla mnie jest to codzienna walka i codzienne wyzwanie.
Zu jest bardzo roztropna. Potrafi odmówić dorosłemu, kiedy częstuje ją czymś, mówiąc, że to ma gluten i nie może tego zjeść. Na serio, gorzej ta świadomość przychodzi dorosłym, którzy po usłyszeniu tego zdania mówią, że od jednego cukierka czy ciasta nic jej się nie stanie. Ale jak już słyszę, żeby zjadła i nie mówiła rodzicom, to naprawdę umieram. Szkoda, że niektórzy dorośli nie mają mądrości dziecka. Wiecie jakie zdanie najczęściej słyszę od dorosłych? Że szkoda im Zu, bo jest inna. Inna? Bo nie je tego, co jej szkodzi? Ona może czuć się inna, ale tylko dlatego, że to dorośli robią różnicę.
Nawet na lekarzy nie zawsze można liczyć. Trafiłam ostatnio na panią alergolog, niby w Łodzi najlepsza. O zgrozo! Usłyszałam, jaka to ze mnie zła matka, że alergię na gluten sama sobie wymyśliłam. Reszty wam nie powtórzę, bo nawet ten komputerowy papier mógłby tego nie przyjąć. Wyszłam z gabinetu podłamana. Ale świadomość, że ta walka ma sens, podnosi mnie na duchu. Odkąd jesteśmy na diecie dla bezglutka, boleści brzucha, gorączka czy ciągłe infekcje, są u nas rzadkością. A dla mnie to jest najważniejsze. Dlatego staram się jak mogę, przeliczam, kombinuję. Ale czasem nie mam siły. Nie mam pomysłu. Chce mi się płakać, kiedy kolejny raz chleb się sypie a naleśniki są okropne w smaku. Wtedy mam ochotę się poddać i muszę z przykrością stwierdzić, że takie dni naprawdę mi się zdarzają. Jestem wykończona, kiedy przed wyprawą na wesele przygotowuję dla niej całe weselne menu i pakuję w termosy i pojemniki. Żeby nikt dorosły nie musiał jej współczuć, że je coś innego. Ale kiedy kolejna noc mija bez gorączki i boleści, jestem z siebie dumna. Toczę więc sobie tą swoją prywatną walkę. I już nawet przestałam się zastanawiać, czy jej to kiedyś minie.
Są takie przepisy, którymi się nie dzielę, bo nie jestem z nich zadowolona. Jednak to ciasto jest naprawdę smaczne. Przerobiłam swój przepis na zwykłego cukiniowca, zamiast jajka dałam mleko, a zwykłą pszenną mąkę zamieniłam na gryczaną. Więc jeśli borykasz się z problemem podobnym do naszego, bierz i rób i dziel się chętnie!
Lista składników
na małą kwadratową blaszkę
- 1 i 1/2 szkl ksylitolu
- 1/2 szkl mleka roślinnego
- 1/2 szkl oleju
- 4 łyżeczki kakao lub karobu
- 1 czubata łyżeczka cynamonu
- 1 łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia
- 2 szkl mąki gryczanej
- 2 szkl cukinii startej na tarce o grubych oczkach
- na polewę: 1 tabliczka czekolady (u mnie bezglutenowa) i 2 łyżeczki masła
Krok 1
Do miski wsypuję ksylitol, kakao, cynamon, proszek do pieczenia. Dodaję mleko i olej i całość miksuję.
Krok 2
Dodaję mąkę i cukinię i ponownie miksuję. Masa powinna być płynna, ale nie rzadka.
Krok 3
Blaszkę wykładam papierem do pieczenia i przelewam do niej ciasto. Wyrównuję i wstawiam do piekarnika. Najpierw piekę ciasto 30 minut w temperaturze 170 stopni, później zmniejszam grzanie na 160 stopni i piekę jeszcze ok 15 min.
Krok 4
Jeśli podaję ciasto z cukrem pudrem, posypuję je dopiero wtedy, gdy jest wystudzone. Jeśli polewam je polewą, robię to gdy jest lekko ciepłe. W tym celu rozpuszczam czekoladę w mikrofali lub kąpieli wodnej, dodaję do niej masło i mieszam do jego rozpuszczenia. Gotową polewą smaruję ciasto. Gdy polewa zastygnie, kroję na kawałki.
Ja byłam bezglutenowcem 15 lat, bezmlekowcem 14. Do tego alergia na kasze, jajka, drożdże, większość owoców i warzyw. Wyszłam z tego. Chociaż do dziś czest wracam do bezglutenowych przepisów. Jeśli może kleić ryżowy to polecam ciastka z kleiku. Są pyszne, delikatne. Ahhhh. Swoją drogą myślałam, że jednak ludzie już nie mają takich tekstów jak “nie powiem mamie” albo “od jednego ciastka nic Ci się nie stanie”… pamiętam jak kiedyś ktoś mi tak wmówił A ja w końcu w nocy z ostrym bólem trafiłam do szpitala. Miałam jakieś 5 Lat. Fajne określenie ‘bezglutek’:) A alergia to nie choroba, to styl życia. P.S. mnie prowadziły w Poznaniu dwie lekarki, które moją alergię wyprowadzily. I obaliły przekonanie odnośnie odczulania
Kochana, a jaki masz przepis na te ciasteczka? Ja robię z kaszki ryżowej, nie wiem czy to coś podobnego? Dziękuję ci bardzo za ten komentarz i dodanie mi wiary, że nasza codzienna walka ma sens.