Nasza tegoroczna wyprawa do Zakopanego przywróciła wspomnienia z naszej podróży poślubnej. Wtedy, kilkanaście lat temu, zapowiadali, że to najbardziej upalny tydzień w górach. Zapakowałam więc do torby kilka koszulek i krótkie spodenki i ruszyliśmy na wycieczkę życia (haha). Ostatecznie lało cały tydzień i było zimno. Kupowaliśmy rękawiczki i swetry, które do dzisiaj z sentymentu trzymam w szafie. Chociaż, biorąc pod uwagę, że była to nasza podróż poślubna, jakoś mocno tego nie przeżywaliśmy. Wiadomo, były też inne plany :)
Teraz jednak, perspektywa deszczu, który powitał nas na wjeździe do Poronina i 17 stopni na termometrze, tworzyły w mojej głowie wizję rodem z horroru. Jawiły mi się obrazy spędzenia kilku dni z dziećmi w hotelu i moczenie ewentualnie tyłków na basenie. Zupełnie niesłusznie, bo miejsce, gdzie się zatrzymaliśmy, oferowało niemal całodzienne atrakcje dla dzieci (ale o tym w innym wpisie). Następnego dnia po przyjeździe, pomimo prognozy deszczu, wybraliśmy się do Doliny Kościeliskiej. Właściwie poza Gubałówką, to było pierwsze miejsce, które przyszło nam do głowy na wyprawę z małymi dziećmi. Ostatni raz byłam tam kilka lat temu i oczywiście bez wózka. Nie pamiętałam więc jak się tą trasę pokonuje z wózkiem. Opowieści były różne, okazało się, że nie było się czego bać. Zobaczycie to u Marleny (tutaj).
Na kolorowo odpustowych straganach przed wejściem do Doliny, kupiliśmy płaszcze przeciwdeszczowe, bo prognoza osiemdziesięciu procent deszczu, mocno do mnie przemawiała. Na szczęście nie było zimno ani za gorąco na wędrówki z dziećmi. Mieliśmy zapas wody i owoców i ruszyliśmy przed siebie. Bez specjalnego planu dokąd chcemy dojść, bez pośpiechu i bez spiny. To dzieci determinowały nasze tempo. Ostatecznie nie doszliśmy zbyt daleko. Z trzech stron otoczyły nas burze, schroniliśmy się w jaskini. Jaskinia krótka na dwa metry ale dla dziewczynek była to przygoda życia. Nie każdy może się bowiem pochwalić babci piknikiem w jaskini :)
O tej porze roku szlaki tego typu są przeludnione, trzeba odstać swoje do kolejki i zapłacić za bilet wstępu do Parku Krajobrazowego. Jednak pomimo wszystko, dzień spędziliśmy bardzo miło, w naszym dzieciatym tempie. Kochamy oboje z Mężu Tatry miłością wielką i przynajmniej raz w roku przybywamy tutaj bez dzieci, żeby pochodzić po górach. Ale takie chodzenie, dolinkami z dziećmi, też ma dla nas swój wyjątkowy urok. Bo jesteśmy razem i budujemy swoje wspomnienia.
Przepięknie tam jest. Samemu jeszcze nigdy nie byłem w Dolinie Kościeliskiej bo zawsze trasa wypadała jakoś tylko w pobliżu. Może w tym roku by udała się taka wyprawa do tego miejsca. Zdjęcia mnie bardzo do tego zachęcają. Ogólnie te rejony gór są przepiękne, tylko czasami w szczycie sezonu ludzi więcej niż w mrowisku.
Wędrówki z dziećmi zdecydowanie różnią się od podróży we dwoje, ale jedne i drugie warte są przeżycia i częstego powtarzania! :) W Tatrach najpiękniejsze jest to, że z powodzeniem każdy może znaleźć trasę na miarę swoich możliwości, a nawet krótkie, pozornie niewymagające wędrówki w dziecięcym tempie są dla całej rodziny niebywałą okazją do poznawania natury i samych siebie! Wycieczka z wózkiem nad Morskie Oko czy którąś z wielu delikatniejszych Dolin, spływ Dunajcem czy poznawanie dostępnej na każdym kroku tradycji i kultury góralskiej – propozycji jest naprawdę wiele!
Czas razem zawsze ma urok, nawet w deszczu. wiem coś tym- na 2 tygodnie urlopu w lipcu 11 dni lało. jedyne chyba 2 tygodnie tego lata bez upału. eh, szkoda. dziewczyny cały rok marzyły o kąpielach w morzu…
właśnie dlatego nie lubię polskiego morza :(