Ostatnio chyba zrobiła się moda na pisanie o tym, jaka to blogowanie jest łatwe i przyjemne i w ogóle to kraina mlekiem i miodem płynąca. Ale czy praca blogera naprawdę jest łatwa? Jestem już dużą dziewczynką i wiem, że ile ludzi, tyle odpowiedzi. I zapewne w każdej z nich będzie bardzo dużo prawdy. Wiecie dlaczego? Bo każdy z nas jest inny i inną ma sytuację, inne warunki. Inne zaplecze materialne i inne wsparcie. Warto brać to pod uwagę. Zdanie “dla mnie ta praca jest łatwa” jest bardzo na miejscu, bo bierze pod uwagę czyjeś osobiste doświadczenia. Ale już zdanie “śmiać mi się chce jak blogerzy narzekają, że ciężko pracują, bo to jest sama przyjemność” jest już mało na miejscu. Bo wciąż określa sytuację z czyjejś perspektywy. A to wszystko zależy…
Czy praca blogera naprawdę jest łatwa – moja perspektywa
Czasem jest łatwa, a czasem nie jest. Proste. I w sumie na tym mogłabym skończyć ten tekst, ale tak od serca Wam powiem, że mam porównanie do innej pracy i może dlatego patrzę na to w sposób, wydaje mi się, zrównoważony. Wiecie przecież, że pracowałam przez 10 lat w korporacji na stanowisku menadżerskim. Ile ja się nasłuchałam o sobie, że jestem darmozjadem, że nie wiem co to ciężka praca, że nie mam pojęcia o robocie. Że jestem paniusią za biurkiem i cały dzień siedzę na fejsie. Hmmm. Przez jakiś czas było mi przykro, bo pracowałam po 10 godzin dziennie. Czasem przy tym biurku usiadłam, żeby napić się kawy i uzupełnić raporty.
Ale były takie tygodnie, że to właśnie przez 10 godzin siedziałam przy biurku i non stop piłam kawę, żeby nie paść na klawiaturę trupem. Czasem cały tydzień spędzałam za kółkiem. Chcę Wam powiedzieć, że to było łatwe i trudne JEDNOCZEŚNIE. Łatwe, bo nie musiałam pracować 10 godzin na budowie, ale trudne, bo obciążenia psychiczne, które na mnie ciążyły, zabijały mnie od środka. Nie mogłam spać, a żeby odpocząć musiałam iść w góry i porządnie dać sobie w kość, bo inaczej nie mogłam przestać myśleć o pracy. Ale lubiłam ją. Dawałam z siebie naprawdę wszystko. Było to więc trudne i bardzo odpowiedzialne zadanie, ale je lubiłam, więc patrzyłam bardziej łaskawie.
A blogowanie?
Odeszłam z korporacji dla blogowania. Czy jest ono sensem mojego życia? Nie. Jest pracą. I dopiero po dwóch latach blogowania patrzę na to w ten sposób. Nie żałuję odejścia z korporacji. Nawet przez jeden dzień. Chociaż blogowanie pod względem materialnym nie daje mi takiej stabilizacji jak praca w korporacji, jest mi dobrze i uczę się na nowo planować wydatki z budżetu, w którym nie ma stałych dochodów. To ważna lekcja w życiu, nowa umiejętność. Czy blogowanie to łatwiejsze zadanie? Inne. I słowo INNE jest tutaj kluczem. I gdyby każdy bloger rozumiał, że praca grugiego blogera jest INNA, nie było by takich dyskusji.
Nie wiem, po co blogerzy na siłę próbują udowodnić czytelnikom i innym blogerom, że taka praca, to nie praca, że jest zawsze tylko miło i super. Utarło się takie powiedzenie “Rób to, co kochasz, a nie spędzisz ani jednego dnia w pracy”. Trololo. Ludzie wymyślają już takie cytaty, żeby im się łatwiej żyło. I oczywiście, jeśli ją lubię, to wstaję do niej chętniej. Lubię blogować. I rozumiem przesłanie jakie miała nieść ta złota myśl powyżej. Więc w pewnym stopniu na pewno jest tak, że jak się lubi swoją pracę, to ma się pewien komfort w życiu.
Czy praca blogera naprawdę jest łatwa – jak wygląda moje blogowanie
Zapewne dzień każdego blogera wygląda inaczej. Zresztą nawet u mnie większość dni wygląda inaczej. Są takie dni, po których czuję się wykończona. A są takie, w których nie pracuję, bo po tych dwóch latach nauczyłam się organizować sobie pracę i coraz lepiej mi to wychodzi. Teraz na przykład środy są dla mnie dniami wolnymi od blogowania. Spędzam je z dziećmi, które o 12 odbieram z przedszkola. Do 12 mam czas dla siebie. Są dni, kiedy tworzę przepisy na bloga i robię im zdjęcia. Są dni, kiedy się uczę. Robię kursy SEO, kursy fotografii, kursy obróbki zdjęć, czy czytam książki, które mają mi pomóc w blogowaniu. Tak, uważam to za część mojej pracy. Pisałam Wam już przy okazji wpisu o ładnych zdjęciach jedzenia, że częścią pracy jest przeglądanie Pinteresta i szukanie inspiracji, uczenie się kadrowania i tak dalej. Te szkolenia są częścią pracy i jest ona dla mnie trudna, bo szkoliłam się na ekonomistę a nie filmowca, czy marketingowca.
Najtrudniejsze są zdjęcia z dziećmi. Musisz uwzględnić ich nastroje. Wziąć ubrania na zmianę, atrybuty do sesji. Czasami znoszę z 4 piętra coś na dwa razy i dopiero zabieram dzieci. To wszystko wymaga strategii i planu działania. Czasem naprawdę mocno się przygotuję, a dzieci nie mają ochoty na zdjęcia. I guzik. Nic z tym nie zrobisz. I zrozumiesz to tylko wtedy, kiedy jesteś matką. Nie uważam, że jak nie jesteś matką, to nie masz prawa być zmęczona robiąc zdjęcia. Ale nie masz prawa mówić, że to takie proste zadanie, bo jeszcze tam nie doszłaś. I wiem, jak przyjemne są zdjęcia, kiedy robię sesję sobie bez dzieci, a jak to wygląda z dziećmi. Tego nie da się nawet porównać. Kiedyś poprosiłam moją mamę, żeby przyjechała pomóc mi w zdjęciach, bo na zlecenie pewnej firmy musiałam przygotować wpis ze zdjęciami. Potrzebowałam pomocy, bo zabierałam dwie torby rzeczy do sesji i miałam do ogarnięcia dwójkę dzieci, z których w jedną chwilę każde rozbiega się w inną stronę (najczęściej ogarniam to sama, ale tego dnia potrzebowałam pomocy).
Niestety sesja nie spodobała się klientowi. Musiałam wszystko powtórzyć. Mama była załamana i zmęczona. Powiedziała mi wtedy, że nie miała świadomości, że to wymaga tyle pracy i zaangażowania. Jak robisz zdjęcie dziecka do rodzinnego albumu, to wyciągasz aparat i robisz. Nie myślisz o tym, czy jest dobrze ubrane, czy jest czyste, czy światło jest dobre, gadżety dobrze dobrane. I jeśli teraz myślicie, że przesadzam, to powiem Wam, jak raz zrobiłam sesję dzieciom od niechcenia, to od razu to zauważyłyście. Pisałyście, że mogłam się bardziej postarać i że już 4 raz dzieci w tych samych butach pokazuję. Hmmm. Znajdź tu człowieku złoty środek :)
Wierzchołek góry lodowej
Później zdjęcia obrabiam, piszę post, pracuję nad nim, żeby się dobrze pozycjonował. Pracuję nad komunikacją w mediach społecznościowych. Kiedyś wrzucałam co popadnie, dzisiaj myślę i planuję. Patrzę, co i jak na Was działa, żeby pobudzić Was do komentowania i angażowania się w publikowane treści. To są czasem długie godziny pracy. Tego na blogu nie widać. Widać tylko efekt końcowy. Sam wierzchołek tej góry lodowej. A to, co pod wodą jest często bardzo rozległe. I mogę sobie tylko wyobrazić, jak ciężką pracę nad wpisami ma na przykład Kasia, czy Paulina. Nie mają do ogarnięcia dzieci, ale mają ciężkie materiały i pewnie inne rzeczy, których nawet nie ogarniam.
Czy praca blogera naprawdę jest łatwa – inna perspektywa
Każdy blog jest inny. Każdy bloger jest inny. I w końcu każdy z nas ma inne warunki. Bo laski, trzeba powiedzieć sobie uczciwie, że dla matki samotnie wychowującej dziecko blogowanie będzie bardzo trudne. Dla kogoś, kto utrzymuje się tylko z blogowania, będzie ono bardzo stresujące, bo za coś trzeba żyć, a zlecenia mogą nie płynąć rzeką. Inaczej to będzie wyglądało dla kogoś, kto nie ma dzieci, a partner zarabia tyle, że nawet jakby zleceń nie było przez rok, to będzie ich stać na życie w luksusie. Inaczej “łatwo” czy “ciężko” będzie komuś, kto ma wsparcie w rodzinie, a inaczej komuś, kto jest sam jak palec. Inaczej, jeśli blogowanie to jedyne zajęcie, a inaczej, jak trzeba to pogodzić z pracą na etacie i dziećmi. Dziewczyny, ja byłam tam, gdzie jest naprawdę ciężko. Pracowałam, często będąc 4 dni poza domem, a kiedy już do niego wracałam, o północy zaczynałam blogować i vlogowć. Czasem do 4 nad ranem. Nie narzekałam, bo wiedziałam, że robię to po, żeby móc pewnego dnia odejść z korporacji. Ale czy nie było mi ciężko? Okropnie. Widzicie więc, że to wszystko zależy… I dla mnie to jest tak oczywiste, że jak widzę zdania, które zacytowałam na początku wpisu, to coś się we mnie buntuje i chce krzyczeć. Mamy tendencję wrzucania wszystkich do jednego worka. I żeby nie było, też czasem temu ulegam w różnych kwestiach życia. Ale wciąż się uczę tej dojrzałości. Bo ona jest potrzebna, żeby rozumieć, że każdy z nas ma inaczej. Że kij ma dwa końce. Że mój kij ma inny koniec niż Twój kij.
Trawa u sąsiada jest bardziej zielona – czyli co myślałam o pracy blogera, zanim zostałam blogerem
Kiedyś nie czytałam blogów. Nie wiedziałam o ich istnieniu. A kiedy się dowiedziałam, nie miałam pojęcia jak się na nich zarabia. Nie miałam też konta na Facebooku i nie wiedziałam co to jest Instagram. Dzisiaj są to narzędzia mojej pracy i uczę się mieć do nich zdrowy stosunek. Ale o tym będzie kiedyś inny wpis. Wracając do zielonej trawy sąsiada. Wydawało mi się, że blogerzy nic nie robią, piją kawę, wrzucą zdjęcie do internetu i bach, na koncie 2 tysiące więcej. Praca marzeń. I zostałam blogerem hahahha :) Więc kumam naprawdę, kiedy takie hasła słychać od czytelników. Nie mają złych intencji, jak mniemam. Po prostu nie stoją jeszcze po tej stronie lustra, gdzie trawa jest bardziej zielona :) Ale jak słyszę takie hasła od innych blogerów, to mi trochę smutno. Ale widocznie mają łatwiej, bo to wszystko zależy…
Mam 3 siostry. Każda z nas ma inną pracę. Ale już się nauczyłyśmy, że moja trawa nie jest bardziej zielona niż ich i na odwrót. Każda z nas ma INNĄ pracę. Ale jednak pracę. A jeśli czyjaś trawa wydaje się być bardziej zielona, to pytanie, jak często on podlewa swoją? Może w czasie, kiedy ty oglądasz telewizję, on swoją trawę nawadnia? Tylko jakoś nikt się nigdy nad tym nie zastanawia.
Więc czy praca blogera naprawdę jest łatwa? – TO ZALEŻY.
Jak widzicie, praca jak praca. W jednej nic nie robiłam, bo tylko siedziałam przy biurku i zarządzałam. W tej też nic nie robię, tylko bloguję :) Umiałam się w życiu ustawić :)
Wydaje mi się, że tak jest ze wszystkim, nie tylko z blogowaniem. Ktoś, kto się tym nie zajmuje, nie wyobraża sobie, ile dana “rzecz” wymaga czasu. Widzę to na swoim przykładzie (w o wiele mniejszej skali oczywiście): od ponad osiemnastu lat zajmuję się haftem krzyżykowym i cały czas pamiętam komentarz kogoś na widok obrazka o wymiarach 18×23 cm, że taki łatwy, to ze 3 godziny roboty. A ja go robiłam 2 tygodnie po kilka godzin dziennie.
Według mnie, tylko ktoś, kto prowadzi bloga, albo widział jak to wygląda “od kuchni”, wie ile to tak naprawdę wymaga czasu, poświęcenia. Ja mogę tylko próbować sobie to wyobrazić.
A daj spokoj… ja zaczynam a to ciezki kawał chleba. Follow/ unfollow. I raptem 10 osób dziennie więcej. Ale robię co swoje i staram się być lepsza. Wierze ze mi się uda. :* fajny wpis jak zwykle
Prawda! Nie raz słyszałam, że blogowanie to takie fajne, wrzucasz zdjęcie na Instagram, czy gotujesz coś robisz mu temu zdjęcia i tyle. Potem dostajesz maila dot. współpracy i biznes się kręci. Nie raz też słyszałam teksty “ooo to założę bloga i tez to dostanę?”- praca bloggera jest ciężka,bo bardzo łatwo i szybko można stać się zapomnianym bloggerem :(, więc należy cały czas śledzić nowinki, doszkalać się itp.
To jest trudna praca. Stop. Jest tak jak piszesz, wszystko zależy od perspektywy i możliwości. Ja się na przykład źle czułam w dążeniu do profesjonalnego blogowania. Nie chciałam planować i kalkulować wpisów na FB. Jak miałam zły dzień, to wolałam odpuścić sobie internety na parę dni. Nie było więc efektów, a frustracja rosła. Wróciłam więc do pracy po urodzeniu drugiej córki i owszem, bywa trudno, ale jednak ja lepiej sprawdzam się w takiej pracy niż w blogowaniu. Dlatego podziwiam samozaparcie i wytrwałość tych, którzy dążą do tego, żeby blogowanie było ich pracą :) Ja się jednak lepiej czuję, gdy traktuję to jako hobby.