Stany zawsze ale to zawsze kojarzyły mi się z lepszym życiem. Bardziej beztroskim, że tam człowiek ma lżej i jeśli coś musi, to tylko to, co sam chce musieć. Myślę nadal, że ten obraz w pewnych aspektach jest prawdziwy. Nie myślę o biedzie i slamsach, bo po co myśleć o tym co i tutaj. Ale zawsze czułam, że tam ludzie mają siłę. Na marzenia, na ich realizację, na bycie kim chcą. Zgodnie z zasadą, że trawa bardziej zielona u sąsiada, że im po prostu w tych Stanach łatwo się żyje. Wielkim marzeniem moim i K zawsze była wycieczka do Stanów. Dlatego namiętnie i z zazdrością obserwuję na Instagramie profil Iwony – Ona Ma Siłę.
Jej życie na tych obrazkach, to jak moje życie ze snu. I pewnego dnia Iwona pisze do mnie, że chciałaby mi wysłać swoją książkę. Że lubi mój profil na Instagramie, bo bije z niego ciepło i rodzinna atmosfera. Zastanowiłam się wtedy, jak czasem sami nie dostrzegamy tego, co mamy i szukamy tego u innych. Nie tego ciepła domowego, za które cenię swoje życie ale tej reszty, miejsca na ziemi, domu, huśtawki na tarasie, tych metrów trawy, które kosić trzeba cały dzień. Albo ze dwa dni.
Zabrałam się za książkę i skończyłam po 50 stronach. Za szybko wtedy biegło moje własne życie. Za szybko, żeby w myślach nadal zazdrościć jej tych Stanów. I dojrzałam wreszcie i czas znalazłam, żeby przeczytać. Jednym tchem tym razem. To nie jest książka. To jak rozmowa ze starym znajomym, którego nie widziałaś sto lat. Jednym tchem słuchasz i chłoniesz co u niego i jak mu się życie potoczyło. I siadasz do czytania z wielkim kubkiem gorącej herbaty i nawet nie spostrzegasz, że kubek nadal pełny choć zimny bezlitośnie a ty kartkujesz kolejne strony czyjejś opowieści życia.
Opowieści, którą przedstawia w sposób tak bliski twoim przekonaniom. Czuję, że gdybyśmy spotkały się na żywo, gadałybyśmy długo i długo. Tak zbieżne nasze podejście do cieszenia się macierzyństwem (tutaj), do przemyśleń nad drobnymi gestami. Nie raz czytając miałam wrażenie, że to nie ona, a ja, stoję osadzona w tej sytuacji i myśli takie same biegną przez moją głowę.
Czytając, zryczałam się pińcet razy. Wzruszałam i uśmiechałam. Przeplatane w niej historie i wspomnienia. Nie zawsze wiem, czy jej własne czy nie. Nie ma to znaczenia, bo w każdej tyle zaczarowanego piękna. I zwykłego życia, które jest niezwykłe, jeśli mu na to pozwolimy. Bo tylko od nas zależy, jak je przeżyjemy i na ile sobie w tym życiu pozwolimy.
Strona 177, tutaj zastanowiłam się dłużej jak prosta a jak ważna kryje się w nich treść. Nie ważne, czy inni w nas wierzą. Czy dobrze o nas mówią czy myślą. Bo tylko my możemy tym słowom nadać wiarę lub nie. I wbrew wielu opiniom, Iwona, ona ma siłę.
I bez względu na to czy w Stanach czy tutaj, zmartwienia mamy podobne. O szczęście, zdrowie, wychowanie dzieci. Możemy być gdziekolwiek chcemy i nadać naszemu życiu taki sens jaki chcemy. Cieszyć ze słodyczy pomarańczy lub nie zauważać ich wcale. Ulepić życie jak chcemy i być z tego szczęśliwi lub nie. Nikt nie przeżyje życia za nas.
Książka daje wiele do myślenia. Pomaga zatrzymać się nad swoim życiem, przeanalizować i docenić, zanim będzie za późno. Są też smutne historie, zwykłe życie zwykłych ludzi, którzy czasem muszą podejmować zwykłe decyzje, żeby nadać życiu niezwykły sens.
Iwona, wielkie brawa dla ciebie za te 206 stron tak lekkiego pióra. Zupełnie nie czuję, że przeczytałam książkę. Mam wrażenie, że właśnie zarwałam noc spędzoną na gadaniu z tobą po prostu.
Wszelkie info na temat książki znajdziecie tutaj. Przeczytajcie, warto, żeby złapać tak potrzebny czasem dystans.
Ps. Wycieczka do Stanów nadal jest naszym marzeniem :)
Lubicie czytać? Co ostatnio szczególnie was zaciekawiło?
Ostatnio też dosyć sporo czytam, zaczęłam także uczyć się języka angielskiego bo mam w planach za jakiś czas wyjechać za granice do pracy ;)
Uwielbiam jej siłę! Uwielbiam!