Miała 21 lat, kiedy dostała dobrze płatną pracę. Nie spadła jej z nieba, choć pewnie tak myślała większość. Ale ona wiedziała, że zaczynała od roznoszenia ulotek, później pracy za 400 zł, miała długi po nieudanym biznesie. Ale była taką osobą, co to pracy się nie bała i nie bała się próbować. Nawet kolejny raz po upadku. Aplikację na to stanowisko wysłał za nią mąż, ona leżała w szpitalu, gdzie próbowano ją przekonać, że nic jej nie jest, chociaż mdlała z bólu. Zadzwonił telefon i zaproszono ją na rozmowę. Pojechała, choć nie miała pojęcia na jakie stanowisko będzie aplikować, toż wcale nie aplikowała, a mąż rozesłał kilka cefałek. Na rozmowie się nie stresowała, bo przecież jakoś jej nie zależało. Po tygodniu zadzwonił telefon, że chcą ją przyjąć. I tak się zaczęło. Duże pieniądze, naprawdę duże. Takie, co to jej rodzice musieli na takie kilka miesięcy pracować. Były służbowe wyjazdy i służbowy samochód. Fantastyczne podróże, na które wreszcie było ją stać. W pracy wciąż do góry, choć nie specjalnie się starała i mówili, że ma to we krwi. Że sukces płynie w jej żyłach. I było jej naprawdę dobrze z tym sukcesem. Czerwone dywany, nagrody, statuetki, dyplomy. Bycie najlepszym managerem w kraju na pewno było czymś, o czym nawet nigdy nie marzyła, ale pozwoliło jej uwierzyć, że jest coś warta. Bo kiedyś nie wierzyła.
Jesteś mamą…
Kiedy zaszła w ciąże, wierzyła, że uda się połączyć bycie korpoludkiem z byciem mamą. Przecież tak wiele mam dzielnie sobie radzi. Oznajmiła, że wróci do pracy po półrocznym macierzyńskim. Utrzymywała to zdanie do dnia porodu. I wtedy stało się coś magicznego… Jedno spojrzenie na małą stopę, rączkę, zapach. To właśnie w tej chwili poczuła, że jej priorytety muszą się zmienić. Nie wiedziała zupełnie nic o byciu mamą, póki nią właśnie w tamtej sekundzie nie została. Co ona sobie myślała? Pewnie to, że wie wszystko. A nie wiedziała nic. Nic do tamtej chwili. Tydzień później zadzwoniła do szefa, że nie wróci. Na pewno nie za 6 miesięcy. Musiała wrócić po roku. Musiała, życie pisało swoje scenariusze. Płakała i pracowała. Pracowała i płakała. I już nie cieszyła się z tych wyników, choć w 3 miesiące znowu była naprawdę dobra w tej pracy. Ale to już nie było to.
Napisała sobie nowy biznes plan. Biznes plan na bycie mamą. Bo absolutnie nikt jej nie powiedział, że bycie mamą jest jak prowadzenie firmy. Bez biznes planu ani rusz. Musisz znać swoje mocne i słabe strony, żeby wiedzieć w jakim kierunku się rozwijać i co chcesz w tym byciu mamą osiągnąć. I ona już po pierwszej stronie tego biznes planu wiedziała, że chce się przebranżowić. Z korpoludka na mamę.
Jeszcze jakiś czas obserwowała inne mamy, które tak świetnie sobie radziły z pracą i byciem mamą. Tyle, że ona tak nie umiała. Nie chciała. Bo to jedno z największych kłamstw świata, że możesz być świetna we wszystkim co robisz. Taka wielozadaniowość kobiet. Wymyśliłyśmy ją sobie same, żeby udawać, że jesteśmy świetne i żeby lepiej nam się zasypiało ze świadomością, że można dobrze robić firmie, mężowi, rodzinie i dzieciom. Nie można. Bo jak dajesz 100 procent siebie w pracy, to skąd chcesz wziąć kolejne 100 procent dla męża i dzieci, dla siebie? 100 procent to 100 procent. I tylko je można dzielić. Więc logicznym jest, że jak w jednym czasie dajesz 100 procent dla bycia korpoludkiem, to omija cię 100 procent bycia mamą. I ona już tak nie chciała, choć wie, że wciąż jest to jedyna droga dla wielu matek. Często dlatego, że nie mają innego wyboru. A często dlatego, że właśnie taki jest ich wybór. A często dlatego, że mają takie godziny pracy, że da się sensownie te procenty dodawać, żeby razem wyszło mocne 100 procent.
Twoja kariera
Dzisiaj ona ma 32 lata, choć niedługo już 33 i opowiada mi, jak często ludzie pytają ją, czy nie żałuje odejścia z korporacji. Kiedy odpowiada pytaniem, czego ma żałować, słyszy, że nie można się tak poświęcać dla dzieci, bo przecież niedługo dorosną a ona zostanie z niczym. No więc, hmmmmmm, w tym momencie ona już nie wie, co odpowiedzieć. Bo można się poświęcać pracy, a dzieciom już nie można? Jeśli w ogóle bycie mamą ktoś porównuje do poświęceń, to mam pytanie. Czy lepiej poświęcić się pracy, co to dziś taka a jutro inna? Czy lepiej może poświęcić się rodzinie, co to ją masz tą samą od dzisiaj już na zawsze? I po się w ogóle poświęcać? To już samo bycie mamą nie wystarczy? Musi temu towarzyszyć dramaturgia? Konieczność wmówienia sobie, że jesteś mamą kosztem czegoś, bo tak lepiej brzmi?
A poza tym, czemu w ogóle uznaje się matkę, która chce mieć zawód matki, za kobietę gorszego sortu? Że niby taka nie ma ambicji? Nie ma marzeń? Nie ma pasji? Bo niby tylko wciśniętym w białą koszulę i ołówkową spódnicę można mieć to wszystko? Tylko wtedy można się samorealizować? Być spełnionym? A wiecie jak twórczym zawodem jest bycie mamą? Jak pozwala się otworzyć na ludzi, ich potrzeby, na piękno świata? Jak zdolna okazuje się być kobieta, która potrafi godzinę opowiadać o mrówce?
Ona wybrała inaczej. Ma marzenia, pasje, ambicje. Wychować ludzi na ludzi. Mieć dla nich czas, póki jeszcze tego chcą. Mieć czas dla siebie właśnie na te ambicje i marzenia, o których kiedyś nie myślała. Bo o sobie kiedyś nie myślała. A teraz myśli. I stworzyła sobie idealne miejsce pracy. Bo chciała, bo je lubi, bo pomaga przynieść do domu pieniądze na trud utrzymania. A jakby nie musiała, to robiła by pewnie inne rzeczy, bo w miejscu nie umie usiedzieć. Ma takie miejsce pracy, dzięki któremu ma czas dla siebie, męża, dzieci. Czasem ma większe pieniądze, czasem mniejsze. I to właśnie pieniądze poświeciła. Nie siebie. I to właśnie to rozliczy ją za 20, 30, 50 lat jak się spisała. Tu ma do zdania największy egzamin. I kiedy dobrze wychowa ludzi na ludzi, kiedy będzie miała dobre małżeństwo, kiedy sama będzie czuła się dobrze ze sobą, wtedy można jej rozwijać czerwone dywany i dawać szampan z truskawkami. Będzie się na nim wiła dumna jak paw. Z tym poczuciem, że bycie mamą to zawód. To kariera. To premia. To awans.
I będzie przekonywała każdą kobietę, że każdej spełnienie daje coś innego. I żeby nie dała sobie wmówić, że jeśli wybiera bycie mamą zamiast “kariery” to jest gorsza i bez ambicji. Każdy ma taką karierę, na jaką sobie zapracował. I nie nam to oceniać. Bo dla niej właśnie bycie mamą to zawód, który dumnie wpisze sobie w cefałkę, jeśli będzie musiała szukać pracy przed pięćdziesiątką.
I chciałaby, żeby każda kobieta miała taki wybór i możliwość. Bo wie, że niektórym w życiu jest trudniej niż jej. I już się nauczyła, że nie warto gadać, że każdy ma takie same szanse, bo nie ma. Ale wie, że każdy może zmienić chociaż jedną rzecz, żeby zasypiać szczęśliwszym. W zgodzie ze sobą.
Na koniec koniecznie puść sobie piosenkę Natalii Niemen i spróbuj się nie wzruszyć :) I napisz mi proszę, jakie emocje w Tobie wzbudza ten wpis i kawałek. Nic lepszego nie możesz dla mnie zrobić…
Niestety, często mamy po rozwodzie muszą zrezygnować z pracy, aby móc opiekować się dzieckiem. Każdemu należy się zrozumienie, każdy ma zupełnie inną sytuację, inną pomoc od współmałżonka.
Cudowny wpis! I czasowo trafilas w najlepszy moment. Kilka dni temu nad tym rozmyslalam i potrzebowalam takiego pokrzepienia, ze to, ze chce byc mama na pelnym etacie nie oznacza ‘pojscia na latwizne’ i braku ambicji! DZIEKUJE ! ♡
<3
Ja z perspektywy czasu bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na macierzyństwo nim zdążyłam wpaść w korpoświat i duże pieniądze. Właśnie zawsze się bałam, że dla kogoś, kto jest jednak hedonistą tak jak ja, z pewnego poziomu życia będzie trudno zrezygnować. Bałam się, że jeśli zasmakuję dalekich podróży i życie "high life" to może ie będzie mi się chciało tego zostawiać w imię pieluch.
A że dzieci będę chciała mieć – wiedziałam.
Dlatego postanowiłam, że najpierw dzieci, a potem biznesy i kasa, żeby dzieciom móc ten świat pokazywać.
I choć początki były trudne i musiałam pozdzierać kolana, to też dziś wiem, że to była dobra decyzja. Najlepsza z możliwych : )