Dokładnie 22 grudnia będziemy mieli kalendarzową zimę, powiedzmy więc, że zdążyłam jeszcze jesienią opublikować moją jesienną listę przeżyć. Idea całej listy przeżyć jest bardzo prosta i została już przeze mnie opisana. Jeśli więc dopiero zaczynacie swoją przygodę, polecam Wam zacząć od tego wpisu.
Lista przeżyć – co to takiego i jak zacząć, skąd brać inspiracje
Moje jesienna lista przeżyć zawiera niecałe 30 punktów. Sporo z niej udało mi się przeżyć, a to co nie zostało przeżyte, a nadal jest dla mnie ważne, znajdzie się na grudniowej liście przeżyć. Postanowiłam, że od teraz, oprócz samej listy przeżyć, będę te wpisy edytować, dorzucając zdjęcia dokumentujące to, co faktycznie z tej listy przeżyłam.
Jesienna lista przeżyć
Wiele z Was pyta mnie, czy to naprawdę działa i skąd mam czas na to przeżywanie. Kluczem jest działanie wg listy. Moja wydrukowana lista wisi nad biurkiem. Każdego dnia zastanawiam się co z tej listy mogłabym przeżyć dzisiaj, a co za kilka dni i to planuję. Nadaję temu termin i plan. Pisałam o tym we wpisie, który linkuję na początku tego wpisu.
Teraz poszliśmy o krok dalej. Swoje listy przeżyć mają już dziewczynki i mocno namawiamy Kamila, żeby stworzył swoją. Raz na kwartał, jak każdy z nas stworzy swoją listę, będziemy sobie siadać razem i planować. Zobaczymy, które z tych przeżyć są wspólne dla nas wszystkich i jak je połączyć. Zapanujemy też, w realizacji jakich przeżyć możemy oboje lub osobno pomóc dzieciom. I które niestety musimy na razie odłożyć. Bo tak, na pewno nie kupimy Zuzi konia :) Ale utwierdzamy ją w przekonaniu, że niektóre przeżycia mają odległą, ale realną datę ważności.
Chcemy w ten sposób nauczyć dziewczynki, że marzenia się spełnia, a szczęśliwe życie zależy od wielu bardzo małych przeżyć, które z uważnością warto zauważać.
Moja jesienna lista przeżyć wygląda tak. Możecie ją sobie wydrukować, ale na końcu wpisu macie puste druki do samodzielnego wypełnienia.
Co do tej pory udało mi się przeżyć?
Przygotowałam kilka zdjęć zrobionych telefonem, żeby móc dokumentować swoje przeżycia. Niewątpliwie największym z nich był koncert Ryszarda Rynkowskiego. Kocham Jego twórczość. Jego głos wprowadza mnie na wyższy poziom przeżywania. Doświadczyłam na tym koncercie czegoś niesamowitego.
Pozwólcie, że opowiem. Większość ludzi reaguje śmiechem kiedy słyszy, jak bardzo marzyłam o tym koncercie. Rynkowski? Ty tak serio? Zawsze się wtedy uśmiecham. Bo ja już jestem na tyle dorosła, żeby nie brać sobie tego do siebie. Jestem świadoma, że mam prawo być sobą i lubić, co lubię. Nie muszę być kopią Waszych marzeń, żeby być fajna. W zasadzie mogę powiedzieć, że ta wyczuwalna drwina w głosie, napawa mnie dumą, bo wiem, że nie muszę się niczego wstydzić. Ten lekki uśmiech na twarzach moich rozmówców, kiedy o tym opowiadam, upewnia mnie w przekonaniu, że nie idę za tłumem. Pokazuję, jak długą drogę do samoświadomości i samoakceptacji przeszłam. Kiedyś zapewne poszłabym na ten koncert nikomu nic nie mówiąc. A dziś jestem dumna z tego, że mam gdzieś, co inni o tym sądzą.
Czekałam na ten koncert rok. Za każdym razem kupowałam bilety i czułam smutek, gdy koncert odwoływano. Postanowiłam nadać temu przeżyciu wyjątkową rangę i pozwolić mu się zadziać… w ciszy. Nie mówiłam o nim na instagramie, chciałam przeżyć to w ciszy. Delektować się tym wydarzeniem, bez pytań, bez rozmyślania. Czułam i przeżywałam to całą sobą. Koncert poprzedziła kolacja. To było kameralne wydarzenie. Można było zająć miejsca przy stolikach, zjeść przygotowane posiłki.
To oczekiwanie i widok zapełniającej się sali, to było coś prawie epickiego. I kiedy już Rysiek wyszedł, cała sala zamarła. Nikt, absolutnie nikt nie wyjmował telefonów. Tego koncertu się słuchało tam, na miejscu. Nikt nie nagrywał, nie robił zdjęć. Byłam zachwycona. Podczas całego koncertu każdy z siedzących wyciągnął telefon tylko na moment. Nagrał kilka sekund utworu i zrobił kilka zdjęć, zapewne żeby uwiecznić to wydarzenie.
Zrobiłam to samo. Mam w telefonie 1 krótkie nagranie i 3 zdjęcia. Jestem z tego dumna. Byłam na sali być może jedną z najmłodszych uczestniczek. Jednak od ludzi, którzy tam byli nauczyłam się wiele. Uważności, bycia naprawdę tu i teraz. My musimy się uczyć czegoś, co pięćdziesięciolatkowie umieją tak po prostu.
Jeszcze kilka dni
Zostało mi jeszcze kilka dni na przeżycia z tej listy. Niedługo opublikuję moją zimową listę przeżyć. Zachęcam Was do tworzenia własnych list. W tym celu macie przygotowane grafiki aż w 3 różnych stylach. Drukujcie, zapełniajcie i przeżywajcie. Kliknijcie na grafikę, która Was interesuje, a przeniesie Was do PDF, którego możecie wydrukować.
Pięknego dnia dla Was
Angelika
Super pomysł ze zrobieniem takiej listy marzeń oczywiście juz słyszałam od pani na instagramie o tej liscie a dzis weszlam tu na bloga i wiem ze tez zrobie taka liste ?. I na prawde super że byłaś na tym koncercie marzenie sie spełniło i to jest najważniejsze bo przecież każdy z nas ma inne marzenie.
Wspaniale, że spełniasz marzenia! :) A jeszcze wspanialsze, że inspirujesz do tego innych <3
Bardzo się cieszę, że spełniłaś swoje marzenie z koncertem. W dzisiejszych czasach umiejętność posiadania własnych marzeń i ich spełnianie jest unikatowe. Cudowny wpis.
Cudownie! Jesteś moją insipiracją w drodze ku większej samoświadomości. Jakkolwiek głupio to może nie brzmieć. Bardzo się cieszę, że byłaś na tym koncercie i jesteś z tego wydarzenia taka zadowolona i dumna! Ściskam.