Nigdy bym siebie nie posądziła o umiejętności hand made. Nie wiem czy z braku wiary we własne siły, czy braku czasu, ale wcześniej nawet nie wpadłabym na ten pomysł. Nawet nie wiem kiedy w mojej głowie zrodziła się myśl, żeby nadać nowe życie starym mebelkom. Pisałam wam już jakiś czas temu (klik), że robiliśmy remont w pokoju dziewczynek. Właściwie, dostały zupełnie inny pokój, ale o tym innym razem. Zachwycona wieloma pastelowymi i delikatnymi pokoikami, których inspiracje widziałam w internecie, przeglądałam miliony stron, żeby znaleźć dodatki na naszą kieszeń i odpowiadające reszcie mebli. Nie wiem czy tylko ja mam tak, ale niby tego wszystkiego na pęczki a jak naprawdę czegoś szukam, to nie ma nic konkretnego.
Zrodził się więc pomysł, że samodzielnie przerobię stolik, żeby był mój, najprawdziwszy, wymarzony. I włożę w niego kawał serca. Sporo wcześniej zobaczyłam u Marleny komodę, której kolor mnie urzekł. Pasował do naszej wizji po prostu idealnie. Reszta poszła już gładko :)
Stolik był różowy. Sporo przeszedł. Był pomalowany mazakami, które już nie chciały się usunąć.
Zaczęłam od zdarcia papierem ściernym warstwy lakieru. Ponieważ nie mam żadnego sprzętu, robiłam to ręcznie.
Potrzebowałam, oprócz papieru ściernego, wałka i pędzla do farby. Kupiłam najtańsze, jakie udało mi się znaleźć.
Ponieważ żaden gotowy kolor farby nie spełniał naszych oczekiwań, kupiliśmy farbę o kolorze RAL 6027. Jeśli ten kolor się wam podoba, wystarczy, że podacie pracownikowi mieszającemu farby jej numer i na pewno inny nie będzie :) Niestety musieliśmy kupić cały litr farby a jak się później okazało, zużyliśmy może 250 ml. Farba była bardzo gęsta i mocno kryjąca. Po starciu lakieru, stolik i krzesełka pomalowałam najpierw białą farbą do drewna. Wydaje mi się, że przy takiej gęstości Tikurilli nie było to konieczne, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Jedynym minusem, dla mnie uciążliwym, był czas schnięcia farby. Nawet po 6 godzinach meble nadal się kleiły. Dopiero po pełnej dobie można je było śmiało dotykać i złożyć.
Efekt końcowy, jak dla nas, jest fantastyczny a ja upewniłam się w przekonaniu, że nie rzeczy trudnych. Są tylko takie, których jeszcze się nie nauczyłam.
Nadal nie mogę pokazać wam całego pokoiku. Wszystko robimy w nim sami i pewnie dlatego tak się to wydłuża. Jednak już w kilku wcześniejszych wpisach mogliście zobaczyć, jak sam stolik się w nim prezentuje (tutaj, tutaj).
Jak wam się podoba metamorfoza mebelków?
kochana, taki komplement z twoich słów, toż to ja nie zasnę :)
Wyszło pięknie! Sama niedługo też będę malować stolik u córki – i już podchodzę do tego jak pies do jeża :)- nie wiem jaką wybrać farbę. Ty malowałaś Tokurillą, czy to jest farba eko, i jak z zapachem podczas malowania ? Ciekawe jak meble będą sprawiawały się w codziennym użytkowaniu.
Pozdrawiam
Nie znam się na farbach więc ciężko mi powiedzieć, czy ta jest eko. Troszkę śmierdzi. Zapach utrzymuje się kilka dni. Na początku mnie to irytowało, ale pewnie dzięki temu farba jest naprawdę trwała i odporna na dziecięce pomysły. Stolik w nowej szacie ma ponad miesiąc już i przeszedł wiele, dziewczynki na nim jedzą codziennie posiłki. Nadal wygląda idealnie i nadal delikatnie się błyszczy, tak, jak zaraz po pomalowaniu. Jestem bardzo zadowolona z wyboru. Powiem ci, że do pomalowania drewnianego łóżka wybraliśmy eko farbę, szybkoschnącą i bezwonną i jestem rozczarowana bo bardzo łatwo ją zdrapać nawet przy delikatnym ruchu ręką.
super :-) bardzo mi się podoba, ale bardziej podoba mi się to ,że sami to odnowiliście a nie poszliście do sklepu kupić nowych.
Ja jestem taka sama , wole sama zrobić i mieć z tego satysfakcje,że wykonałam coś sam.Gorzej jak ktoś to pożniej niszczy albo nie szanuje to wtedy serce boli ale wasz pokoik śliczny :-)
Dzięki kochana.