Przez ostatnie tygodnie mocno walczyliśmy z chorobą. Nie mówię tutaj o katarze. Gorączka ponad 40 stopni i to taka, że przez 3 doby niczym, naprawdę niczym nie możesz jej zbić. Wirus mutant, który dodaje w pakiecie do tego wymioty i inne chore dziwactwa. Z osłabienia pojawiają się krwotoki. Patrzę na te swoje drobne córeczki i umieram ze strachu, kiedy karetka odmawia przyjazdu a dziecko dostaje drgawek i majaczy a z nosa leci krew. W pewnych krytycznych momentach, nie wiem, którą zajmować się najpierw. Jedna z nich nigdy nie była tak poważnie chora. Nigdy. Nie śpię 4 noce pod rząd. Wydajemy przez 2 tygodnie 800 zł na lekarstwa. Jednak…
2 dni wcześniej…
Mąż wraca z przedszkola i mówi, że jedna z dziewczynek w szatni dusiła się od kaszlu a mama na głos, że się zakrztusiła. Według mamy jej zielony katar to efekt alergii.
Ale na co ta alergia? Nawet kiedy nie miałam dzieci wiedziałam, że katar alergiczny nie jest zielony. Nie jest nawet żółty.
Serio, nigdy, przenigdy nie pojmę, co kieruje ludźmi, którzy przyprowadzają do przedszkola chore dzieci. Żadne argumenty do mnie nie przemówią. Bo choroby i przedszkole to połączenie tak niebezpieczne jak alkohol i kluczyki od samochodu. Serio, nie przesadzam. Jedno i drugie zagraża życiu. Bo to, co jest katarem u jednego dziecka, u drugiego będzie zapaleniem płuc. Jeśli więc twierdzicie, że wasze dziecko ma dużą odporność i katar to nie choroba, to pomyślcie, że jego katar i 5 zł na sól do nosa to szpital i setki wydanych złotówek na leki dla drugiego dziecka. Nie wiecie kogo zarazi. Zwłaszcza w dobie, kiedy tak wiele dzieci nie jest szczepionych. Wirusy się mutują, łączą i nawet nie chcę myśleć co jeszcze robią. Widziałyście kiedyś grypę, przy której dziecko autentycznie walczy o życie. W tej sytuacji to, że nie szczepicie swoich dzieci to już nie jest tylko wasza sprawa. Jest także moją sprawą, kiedy zagrożone są moje dzieci. I nikt chyba nie chce powiedzieć, że skoro katar to nie choroba, to oznacza coś dobrego. To zawsze zwiastun czegoś niedobrego. Nawet jeśli nie dla was, to dla innych.
I jeszcze jedno mi się nasuwa, że ciąża to też nie choroba. A masz prawo czuć się chora jak nikt inny. To, że ciąża nie jest chorobą nie oznacza, że o siebie wtedy nie dbamy i nie dajemy sobie prawa do odpoczynku. Dlaczego ciężarna ma prawo iść na L4 skoro to nie choroba a dziecko z katarem musi iść do przedszkola? I gdyby wasze dzieci z tym katarem, co to nie jest chorobą, posiedziały w domu chociaż jeden dzień, jest duże prawdopodobieństwo, że inne by się nie zaraziły a w konsekwencji później nie zaraziły waszych dzieci. Jeśli macie tylko jedno dziecko możecie nawet nie rozumieć powagi sytuacji. Nas w domu była czwórka. Zaczynałyśmy chorować w styczniu, kończyłyśmy w grudniu. Jedno zaraża drugie i tak na okrągło.
Przeczytałam kilka dni temu artykuł napisany przez samotną matkę. Wiele w nim żalu i argumentów, które tak naprawdę dotykają nie tylko samotnych rodziców.
Kilka dni go trawiłam, starałam się zrozumieć i nie osądzać. I jedno mi się udało. Nie osądzam. Ale nie rozumiem. Jestem pewna, że samotne matki mogą mieć gorzej, trudniej. Ale prawda jest taka, że chore dzieci w przedszkolu to też dzieci obojga rodziców. A ich tłumaczenie jest dokładnie takie samo.
Nie mogę pójść na zwolnienie, bo stracę pracę.
Ok, to potrafię zrozumieć. Ten strach i niepewność ale zapewniam, że KAŻDY, kto pracuje, mógłby powiedzieć to samo. To nie te czasy, że pracujesz 30 lat w jednej firmie. Nie znasz dnia ani godziny. Szef ci nie podziękuje, że wysłałaś chore dziecko do przedszkola na pastwę losu. Nie doceni, kiedy za głupotę albo dla kaprysu będzie chciał cię zwolnić. Sorry, taki mamy klimat. Nie ta praca to będzie inna. Dziecko cię potrzebuje. I ono dla odmiany doceni, że jesteś blisko.
Nie mam z kim zostawić dziecka.
Nawet samotna matka nie musi być samotnym człowiekiem. Może mieć koleżanki, znajome, czy sąsiadkę.
Nie mam wyboru.
Otóż masz wybór. To jedna z tych rzeczy, którą zawsze masz. I co więcej, ponosisz codziennie konsekwencję tych wyborów.
Nie wiesz, jak mi ciężko. Czy wystarcza mi na życie?
Zgadzam się, ale ty też nie wiesz. Nie wiesz, że kiedy moje dzieci chorują muszę zawieźć je do dziadków kilkadziesiąt kilometrów dalej i nie mogę ich przytulić nawet wieczorami. Nie wiesz, że jakoś muszę sobie poradzić. Nie wiesz, że jeśli biorę zwolnienie z pracy również narażam się na zwolnienie albo drwiny. Nie wiesz, że też muszę stanąć przed dylematem, czy kolejny miesiąc nie zapłacić za czynsz, żeby kupić leki. Po prostu to, że tego nie wiesz, nie sprawia, że masz prawo myśleć, że masz gorzej.
Tutaj mógłby być jeszcze argument milion siedemnasty, dlaczego wasze chore dzieci chodzą do przedszkola.
Ale litości. Tu nie chodzi o odbijanie argumentów i uznanie, która z nas ma najgorzej w życiu.
Czy nie chodzi tutaj o dzieci? Ich dobro, zdrowie a może nawet życie? Chore dzieci prowadzi się do lekarza. Daje im się możliwość wyzdrowienia. A nie do przedszkola i wmawia w szatni, że jakby ktoś pytał, to mają alergię. Jak możecie później spokojnie skupić się na pracy wiedząc, że wasze dziecko ledwo tam funkcjonuje. Musi w gorączce mieć siły na zabawę, uczestnictwo w zajęciach.
Jak poruszam ten temat z innymi rodzicami, nawet na zebraniu w przedszkolu, to żaden się nie przyzna, że tak robi. To chyba te chore dzieci, z gilami do pasa i gorączką, to dzieci niczyje…
Nawet jeśli jednego dnia uda wam się zrzucić ciężar odpowiedzialności na przedszkole i ukryć chorobę dziecka i nawet nie odbierać telefonów, kiedy dzwonią z przedszkola, to niestety albo stety, za chwilę zawsze zdrowe dziecko zarazi się od kolejnego, które zostało sprytnie nafaszerowane lekami, żeby nic nie było widać. I mamy powtórkę z rozrywki. Znowu ta samotna matka, tudzież inna matka, puści do przedszkola chore dziecko i będzie miała pretensje, że gdyby inni nie puszczali, to ona nie miałaby dylematów.
I nie jest też dla mnie argumentem, że w Anglii chore dzieci chodzą do szkoły. Nie mieszkam w Anglii. Tutaj nikt mi w aptece nie da leków za darmo bo mam na nie receptę.
I jestem przekonana, że takich dylematów w ogóle by nie było, gdyby każdy z nas traktował innych tak, jak sam chciałby być traktowany.
Może więc następnym razem, zamiast myśleć o pracy, pracodawcy, swoim nieszczęściu, warto pomyśleć o dziecku. Poczytać mu książkę, przykryć kocykiem, dać spokojnie wyzdrowieć… I dać tak dużo miłości, której wtedy szczególnie potrzebuje…
Według dzisiejszego stanu wiedzy medycznej nie ma przeciwskazań żeby dziecko z katarem wysłać do przedszkola, jeśli czuje się ok i nie ma gorączki. Polecam świetny artykuł Dominiki, która dokładnie tłumaczy jak dochodzi do zarażeń, i to, że zapalenie oskrzeli czy płuc naszego dziecka nie ma nic wspólnego z katarem drugiego.
„Wiele badań wykazało, że wirusy rozprzestrzeniają się najczęściej w okresie wylęgania, czyli kiedy żadnych objawów jeszcze w ogóle nie widać. Dzieci czują się wtedy dobrze i wyglądają zupełnie zdrowo. Logika podpowiada by wyłączyć z zajęć chore dzieci, z cieknącym nosem, kaszlące gdyż wydawałoby się, że zapobiega to rozprzestrzenianiu się infekcji. Nie ma jednak dowodów na skuteczność takiego postępowania.”
„Jak już ustalilśmy wirusy są najbardziej zakaźne, gdy objawy są niewidoczne. Po drugie to nie dlatego Twoja Ola ma zapalenie oskrzeli, bo inne dzieci mają katar. Maluchy do 5 roku życia chorują ponad 120 razy, mając około 8-12 przeziębień rocznie według amerykańskiego portalu dla lekarzy Up tu date. Tak kształtuje się układ odpornościowy u jednych infekcja przebiega łagodnie u innych spektakularnie (*w artykule mówię o dzieciach zdrowych, nie z rozpoznanym niedoborem odporności)”
Nie rozumiem rodziców, którzy posyłają chore dziecko do przedszkola. Chociazby dlatego, że takie dziecko powinno zostać w domu i wypoczywać, a nie szaleć w przedszkolu. Jak mój maluch zaczyna się rozkładać, to pierwsze co, to zostaje w domu. Dostaje uderzeniową dawkę czosnku, do tego probiotyk i przeciwzapalny fosidal, żeby się infekcja nie przeniosła na dolne drogi oddechowe. I dopiero jak wiem, że infekcja minęła, to dziecko wraca do przedszkola
Mam córke..prawie 4latnia.od wrzesnia po 4dniach w predszkolu 1,5tyg siedzi w domu.nie zarabiam kokosow,pracuje w markecie gdzie takze za l4 moga mnie w kazdej chwili zwolnic ale gdy tylko moje dziecko jest przeziebione lub z gilem zostaje w domu!nie chodzi tylko o to ze meczy sie bawiac czy spiewajac ale przede wszystkim o to że nie wiem co z tego kataru sie rozwinie.ok….u jednego dziecka nic ale u mojego dziecko konczy sie zapaleniem oskrzeli!dlatego szlag mnie trafia gdy widze w przedszkolu kolejne dziecko z gilem po pas lub kaszlem!i nie ma dla mnie wytlumaczenia “bo praca”.ja tez pracuje i idac na zwolnienie narazam sie szefowi!ja tez jestem sama i mnie nie stac!Juz bawet nie licze ile pieniedzy wydalam na leki i lekarzy.jak bardzo obnizyla sie odpornosc mojego dziecka po antybiotyku.
decydujac sie na dziecko jestes za nie odpowiedzialna wiec o nie dbaj a nie udawaj alergie i wyrzucaj do przedszkola gdzie kolejne dzieci sie zaraza a do tego zaraza swoje rodzenstwo!Sorry…Dla mnie rodzice wysylajacy przeziebione dzieci do przedszkola to skrajnie nieodpowiedzialni,bezmyslni samolubi ktorzy zamiast mozgu maja galaretke!
Nie znam waszych sytuacji, jestem mama dwójki dzieci bez alergii na szczęście ale czesto chorowaly oj za czesto. Ktos mi polecil jak moj syn chodzil do przedszkola ecomer na odporność. Nie wierzylam ale bylam tak zdesperowana że zaczelam go podawać i mozecie wierzyć lub nie mój syn teraz 8 latek w przeciagu 3 lat mial raz angine i nic wiecej. Podake go rowniez mojej córce i w przeciagu 2 lat chodzenia do przedszkola moze z 3 razy byla chora. Moze tym komus pomoge choc wcale nie che robic reklamy. A dodam tylko ze z racji tego ze jest to produkt w kapsulce a moje dzieci nie umieja polykac tabletek przebijam kapsulke i dodaje do soku. A co do chorych dzieci w przedszkolach to nikt tego nie kontroluje. Tak mi sie wydaje. Nigdy nie zapomne jak po przyprowadzeniu corki do przedszkola widze przy stoliku kaszlace tak intensywnie dziecko że aż na stole lezalo. Jak zwrocilam uwage pani przedszkolance to powiedziala mi ze to tylko kaszel. No masakra jakaś. ….
Ja miałam ten komfort, że jak Młody był w przedszkolu, to ja mogłam nie pracować. Dziecko, jak tylko kichnęło, zostawało w domu. Opłaciło się. Jak poszedł do pierwssej klasy, nie chorował już prawie w ogóle.
Zgadzam się. Niestety w dobie wirusów zarażamy i jesteśmy zarażani nie wiedząc o tym….
Współczuję przeżyć, ale katar alergiczny może być żółty i zielony. Mój syn miał katar od maja do lipca 3-mce, był żółty i zielony. Działo się tak 2lata z rzędu :( Siedział długo w domu, nikt oprócz niego w domu nie zaraził się. Z badań nic nie wychodziło. Także katar alergiczny może przybierać różne formy :( Liczę że w tym roku będzie inaczej.
A ja z innej beczki: mam sześcioletniego syna, jak syn miał dwa latka ciągle miał katar, jako troskliwa matka latałam do lekarza gdy katar się przeciągał, oczywiście dostawałam l4 i tak jak piszecie grzecznie kurowałam dziecko. Trochę pracowałam i znowu leczenie syna. Po roku dostałam wypowiedzenie i pomyślałam, że to nie tragedia, bo znajde inną pracę, ale żadem pracodawca widząc moje świadectwo pracy z ilością dni na chorobowym nie był zainteresowany. Już trzy lata nie pracuję, pracuje tylko mąż, pensja to za mało żeby spłacać kredyt…bank nam zabierze mieszkanie za tydzień. A syn jest poprostu alergikiem :) wiec jeśli oceniacie czyjeś zachwanie to wejdźcie w czyjeś buty….
Nie ta praca to będzie inna? Sorry argument na poziomie byłego prezydenta. Nie mam zamiaru kwestionować dobra dziecka, bo to oczywista oczywistość, natomiast poziom tego stwierdzenia jest żenująco niski. Co prawda dzięki programowi 500+ pracy z płacą na poziomie najniższej krajowej nie brak, ale za taką płacę to szkoda powierzać dziecko w obce ręce i lepiej zostać w domu. Winszować, że autorce życie zawodowe różami jest usłane, ale nie wszyscy mają to wielkie szczęście. Mój mąż np. tak miał skonstruowaną umowę, że nie mógł wziąć ojcowskiego, bo nawet na opłaty by nie starczyło. Ja mam obcinane premie za zl. Obydwie posady pozwalają nam funkcjonować na jakimś poziomie, zapewnić dziecku warunki do rozwoju, specjalistów, przedszkole prywatne. Znam swoje ograniczenia i na dzień dzisiejszy lepszej pracy nie znajdziemy. Uwielbiam jak niektórzy żyją w swojej idealnej bańce i zapominają, jakie są realia.
Przepraszam, że pytam ale w jaki sposób niby nieszczepione dzieci zagrażają Pani dziecku. Logicznie rzecz ujmując skoro Pani dziecię jest zaszczepione to powinno być odporne na choroby, przeciw którym zostało zaszczepione. Czyż nie? śmiem twierdzić, że jest wręcz odwrotnie, ale to temat na dłuższą dyskusje. Pozdrawiam
Hahaha ! Co mnie obchodzi dobro innych dzieci? To ja decyduje czy dziecko jest zdrowe czy nie! Sam katar nie jest chorobą. Nie jest usprawiedliwieniem do siedzenia w domu! Jak dziecko ma skłonności do chorowania ( zapalenie płuc itp) to NIE powinno chodzić do przedszkola! Dlaczego ja mam mieć problemy i się tłumaczyć komuś dlaczego muszę zostać w domu i zająć się dzieckiem, które ma katar? Dlaczego moi znajomi mają siedzieć w domu z MOIM dzieckiem ?
Co do szczepień … szczepiłam i w wieku 1,5 roku dziecko zdrowe z dnia na dzień dostało autyzm więc wywody o szczepieniach niech robią ci którzy wiedzą coś w temacie.. ja niestety wiedzę zdobyłam po fakcie. Ze zdrowego dziecka po szczepieniu mam dziecko niepełnosprawne
Mam wrażenie, że niektórzy gdyby mogli podali by szczepionkę 30 w 1 dosłownie na wszystko… Nie mając nawet pojęcia, że to szczepione dzieci są zagrożeniem dla nieszczepionych, ale tak to jest jak ślepo ufają lekarzom, a raczej posłąńcom koncernów farmaceutycznych.
To trzeba było wcale dziecka nie szczepić i nie byłoby mowy , że po szczepieniu zachorowało na autyzm. Autyzm “wychodzi na jaw” około 1,5 -2 roku życia, więc może nie koniecznie jest winą szczepienia. A ten wpis nie dotyczy szczepionek tylko nieodpowiedzialności rodziców, które zaprowadzają chore dzieci do przedszkoli. Poza tym osobiście uważam, że w ogromnej mierze chore dzieci są zaprowadzane do przedszkoli przez mamy niepracujące. Bo jej tak wygodniej, zaprowadzi dziecko i, np może spokojnie pójść na zakupy, albo zaprowadzi dziecko podziębione, bo w domu jest maluszek i chce zmniejszyć kontakt z chorym, starszym rodzeństwem.
Pięknie,mądrze napisane ! Dziękuję w imieniu wszystkich przedszkolakow ?Pozdrawiam ?
Zgadzam się w 100 procentach!
Jestem samotną matką mam synka ale nawet jak ma katarek ie puszczam go do przedszkola vovwiem że dla niego taki katarek może być zapaleniem oskrzeli i nie chciałabym by zarażał inne dzieci…w 100% zgadzam się z wpisem.Dziecko musi mieć czas na wyzdrowienie.A praca praca nie ta to inna jak się chce to się znajdzie.Mieszkam w małym mieście z pracą ciężko ale jak się chce to się pracuje.Pozdrawiam i dużo zdroweczka dla całej rodziny życzę
W tym artykule jest wszystko dokladnie to co pomyslalam po samym tytule…u mnie właśnie synek siedzi tydzien bo ktos z katarem przyszedł bo to nie choroba ja tez uwazam ok katar katarem ale niestety to nie byl zwykly katar moj w efekcie ma zapalenie pluc i jak sie okazalo nie jeden bo pol grupy wtym tygodniu nie bylo przez jednego nieodpowedzialnego rodzica minne dzieci choruja!!! Masakra czym nie ktorzy mysla
Mieszkam w Angli!!!moja córka często choruje odkad poszła do przedszkola!!!! Osłabia mnie gdy idę ja odprowadzić a tam matka odprowadza słaniające sie dziecko na nogach a z drugim nieco mniejszym wraca do domu,nie do pracy!!!!!co kieruje takimi ludźmi???? Po takim widoku mam wizje kolejnej nieprzespanej nocy i pewności ze za kilka dni bedziemy znow mieć “wesołe dni”!!!!! Nie wyślę dziecka do przedszkola bo nie mam sumienia! Sama wiem jak sie mozna czuć mając zwykle przeziębienie! Biorę zwolnienie z pracy ale co z tego!!???skoro inna “genialna mama” przyprowadzi obsmarkane dziecko po pas! ???!??!?
Tak własnie są rzeczy wazne i wazniejsze. Praca rzecz nabyta. Ludzie w tych czasach za badzo zapatrzeni są za pieniądzem a rodzina i to co wazne schodzi na dalszy plan. ja to doceniłam jak straciłam rodziców…najwazniejszy dla mnie jest czas dla rodziny, którego nie kupisz za pieniądze a ucieka nieubłagalnie…. dziecko niedługo wyrośnie bo czas leci zbyt szybko…. nie rozumiem rodziców goniących za kariera i odkładających założenie rodziny. Ja mam podejscie takie…załapałam prace w której dostałam umowę, popracowałam rok i ciąża…pieniążki na utrzymanie są,mąż pracuje i zarabia na tyle abyśmy żyli i pare groszy odłozyli…wystarcza…nie potrzebuję kokosów kosztem rodziny…. jestem z dzieckiem w domu…za chwilę znów pójde do pracy na krótki czas aby powiększyć rodzinę o kolejne dziecko…pobyć z rodziną kilka lat…a na pracę bedę miała czas po 40tce….kiedy dzieci juz beda bardziej samodzielne….nie trace czasu po prostu…
A ja sobie w brodę pluję, bo we wtorek moje dziecko wróciło ze żłobka z wysypką na twarzy. Wysypkę musiały widzieć opiekunki. Nic nie powiedziały a ja w domu naprawdę myślałam, że to po truskawkach bo dwa dni wcześniej zjadł ich kilogram a poza wodnistym katarem i tymi krostami na buzi nic mu nie było. W środę więc dałam fenistil i wysłałam do żłobka. Zadzwoniły opiekunki, że ma wysypkę (serio?), na pytanie czy go zabrać powiedziały, że nie.. Mieliśmy w planach wyjazd na weekend więc zapisalam go jednak do lekarza na wszelki wypadek, odebraliśmy ciut wcześniej ze żłobka.. I przy odebieraniu opiekunka do nas, że to bostonka i że było wczoraj dwoje dzieci z tym… Nosz kurde jest w grupie zakaźna choroba i nic nie powiedzą?! Ciekawe ile dzieci poczęstował mój syn wirusem w środę.. On to łagodnie zniósł, krosty zeszły w dwa dni, innych objawów nie miał a ja już widzę te biedne dzieciaki zarażone przez niego z 40 stopniową gorączką i biegunką…
Trafiła Pani w sedno. Moja córka należy do tych często chorujących i to mocno. Katar kończy się za. Oskrzeli, płuc lub angina. Dlatego przepraszam za słowo ale do szału mnie doprowadza jak widzę rodzica w szatni wycierajacego dziecku gile do pasa i spokojnie wysyłającego na zajęcia. Krew się wtedy we mnie gotuje. Druga sprawa. My dorośli mając katar źle funkcjonujemy, w pracy ciężko wysiedzieć a co dopiero takiemu szkrabowi. Fakt jestem w świetnej sytuacji, bo mam babcie na emeryturze i to taka na siłach i uwielbiająca czas zcwnuczka z wzajemnoscia- i za to jestem niebywale wdzięczna losowi.
Parę słów: w Anglii na bezplatnie są tylko antybiotyki na recepte i lekarze przeważnie nic innego nie piszą. W pozostałych przypadkach lekarz zaleca Paracetamol albo Ibuprofen, które kupuje się samemu. I tyle. Nikt nie pisze litanii leków (zbędnych!) na przeziębienie, jak w PL, więc nie bardzo się ten argument ma do dyskusji.
Z innej beczki – jakoś brak tu logiki – skorą czyjeś dzieci są szczepione, to nieszczepione dziecko nie powinno być dla niego żadnym problemem…
Przeciętne przeziębienie, to 7 do 10 dni. Nie wiem, kto bez babć na podorędziu może siedzieć nawet połowę tego w domu, kiedy małe dzieci (zwłaszcza te chodzące do przedszkola) są chore raz albo dwa w miesiącu od jesieni do wiosny. Nie usprawiedliwiam tutaj nikogo, bo mnie też denerwują zasmarkane i kaszlące dzieci w przedszkolu, ale nie wiemy, jakie sytuacje mają inni ludzie i nie mamy prawa oceniać. Ces’t la vie…
PS poprpsze adres do tych koleżanek, co to maja furę wolnego czasu, żeby z cudzymi chorymi dziećmi siedzieć w domu….
Ja niestety nie zgodzę się z Panią. Sam jestem ojcem dwóch wspaniałych córek, obie w wieku kilku lat. Starsza 6, młodsza 2 lata i osiem miesięcy.
Nasze dzieci może rzadko chorują, ale katar i lekki kaszel w okresie psotnej pogody mają zawsze. Czy jest to powód biegania do lekarzy? Kiedyś tak robiliśmy, dzisiaj nie. Zwyczajnie, sa pewne granice przesadyzmu. Do tego należy dodać, że dziecko w czasie takim nabiera odporności. Jakoś musi.
Zgadzam się z tym, że przyprowadzanie dzieci z gorączką, to przesada. Fakt, że dziecko ma kilka “krostek” także nie musi świadczyć o tym że mamy szkarlatynę czy inne, podobne choroby. Nie jesteśmy lekarzami i nie musimy nimi być.
Najbardziej uderzyło mnie podejście Pani do osób samotnych. Pomimo wszystko, my jako małżeństwo mamy siebie. Ale oboje pracujemy, mamy dość ważne zajęcie. Ja pracuję do 10 godzin moja żona ma dyżury po 12. Nie mieszkamy w mieście rodzinnym, więc na rodzinę nie mamy co liczyć, mamy wielu znajomych, ale obarczanie kogokolwiek dzieckiem które ma katar lub kaszel, bo inny rodzic jest przewrażliwiony? Absurd. Poza tym, nigdzie w kodeksie znajomości, sąsiedztwa nie ma obowiązku zajmowania się czyimś dzieckiem. Jak zaznaczyłem, nie mówimy o sytuacji gdzie choroba jest ewidentna.
Nie wiem jaki jest sens wmawianie wszystkim dookoła takiego stanowiska i w każdym komentarzu “anty” próbowanie lansowania jedynego, właściwego poglądu. To mniej więcj tak jak prowadzenie dzisiejszej polityki przez PIS. Albo nasze zdanie, albo żadne.
Warto dodać, że często, o wiele częsciej, choroba u dziecka to szereg wypadkowych a nie samego kataru czy kaszlu u małego kolegi czy koleżanki.
Moim zdaniem, jeżeli ktoś już ma taki pogląd na tę sprawę, powinien swoje dziecko trzymać z daleka od innych dzieci, w namiocie tlenowym i trzymać z daleka od wszelkich zagrożeń.
Dlatego temat wydaje mi się śmieszny i mocno naciągany, napisany przez kogoś, komu wiele się wydaje, ale nie za bardzo wie
Bez urazy.
Przypominam: nie rozmawiamy o “katarku” tylko o celowym przyprowadzaniu chorego dziecka do przedszkola. Taka mała różnica ;)
Proszę czytać ze zrozumieniem.
Bez urazy!
Dziękuję
Łatwo pani mówić że chore dziecko można zostawić w domu z mamą lub sąsiadką lub babcią. Po pierwsze chyba ma pani taką pracę, że może sobie pozwolić chodzić na zwolnienia. Albo pisze pani takie rzeczy że pracę można zmienić, a więc proszę spróbować w 50 tys mieście. Życzę powodzenia. Po drugie nie każdy ma pod ręką babcie. A po trzecie z sąsiadami to się żyje w dzisiejszych czasach na”dzień dobry” a poza tym każdy ma swoje problemy i gwarantuję pani że żadna sąsiadka nie będzie siedziała z obcym dzieckiem. W grę wchodzi jeszcze opiekunka ale widać pani zarabia tyle,że panią na nią stać to czemu jej pani nie wynajmie?! Skoro pani dziecko jest tak chorowite to będzie najlepsze rozwiązanie bo to właśnie pani dziecko zaraża inne dzieci przez to że nie ma odporności. I proszę nie pisać bzdur że matki biorą zaświadczenia od lekarzy bo żaden lekarz nie zgodzi się na coś takiego. I jeszcze nie spotkałam się z tym żeby matki przyprowadzały dzieci z zielonym lub żółtym katarem do przedszkola bo alergiczny to co innego. Kolejny blog bogatej rozkapryszonej i przewrażliwionej matki.
W punkt !!!! Ale tego autorka nie przewiduje. Dzisiaj zdarzają się sytuacje gdzie nawet babcia po znajomości wnukiem/wnuczką się nie zajmie. Wiem, bo widzę wśród wielu znajomych.
Popieram calkowicie zdanie Pani Aniesiek. Jak ktoś uważa że jego dziecko zbyt często choruje, to obawiam się że wina nie leży po stronie przedszkoli, bo jeszcze sterylnych nie wymyślono i pozostaje pozostawić swoje dziecko w domu, nie wychodzić na spacer ( przecież przypadkiem jakiś inny młody czlowiek może kichnąć)… Moim zdaniem, mamy do czynienia nie z mamą, rozumiejącą co to znaczy budowanie się układu odpornościowego, ale z kimś kto kompletnie jest oderwany od rzeczywistości. Mieliśmy takie matki w grupie, na szczęście już ich nie ma. jakoś nasze dzieci z tego powodu nie narzekają, a i tak, zdarza się tylko tyle o ile – kilka poważniejszych nieobecności w roku na grupie 20 osób.
jak dla mnie, śmiech na sali. Czytając komentarze widzę że mam rację.
To ciekawe, bo czytając komentarze mam wrażenie, że nie ma pan zupełnie racji. Przede wszystkim proszę o czytanie artykułu i komentarzy ze zrozumieniem. Tu chodzi o “świadome przyprowadzanie chorego dziecka” a nie o “katarek” ;)
Dla pana to żadna różnica?
Oczywiście że w Pani opinii, nie mam racji. Ja uważam że Pani nie ma racji nie tyko w komentarzach ale i w całym tekście. Przede wszystkim, zanim cokolwiek skomentuję, czytam, i to dość dokładnie. Więc proszę nie robić z siebie Alfy i Omegi, wyroczni w postaci czytania ze zrozumieniem jako jedynej. Cały czas wpiera Pani zdanie, które w wielu punktach jest mocno absurdalne i wynika z nadmiaru wolnego czasu. Proponuję zająć się czymś konkretnym, to pomaga na zachowanie minimum rozsądku. Proszę więc nie pouczać za bardzo. Śmiesznie to Pani wychodzi. dodatkowo, zmienia często Pani swoje zdanie w komentarzach, co widać gołym okiem. :D No ale to ja nie potrafię czytać i rozumieć.
Ja rozumiem Panią dziękuję Bogu że mam rodziców do pomocy i córkę którą po półtorej roku karmienia piersią ( gdzie ja normalnie 8godzin
pracowałam) nie choruje w ogóle. Ale dokładnie rozumiem samotne matki szczególnie te których ojciec nie interesuje się dzieckiem nie płaci alimentów a one zarabiają 1601 czyli tak dużo według naszego rządu i ustaw że nie mogą liczyć na fundusz alimentacyjny na dodatek rodzinny i 500 plus na dziecko. A dodatkowo same opłaty mieszkania paliwa do pracy i rachunków sięgają 1000 zł. Wy matki gdzie są dwie pensje nie wiecie co my czujemy gdy wracamy po 10 godz i nasze dziecko przytula się stęsknione i płacze gdy odprowadzacie do przedszkola w wakacje bo nie macie urlopu. My samotne matki nie mamy wyboru na nianie nas nie stać znajomi mają swoje problemy i rodziny. Jeśli chcecie nas oceniać lepiej pomóżcie nam walczyć o lepsze dodatki o lepszą ściągalność alimentów.
U mnie niestety jest tak samo moja corka teraz czesto choruje a jak wyzdrowieje i jak prowadze ja do przedszkola mija 3 dni i znowu chora bardzo duzo lekow i dziecko wyczerpane pewnego razu jak zwrocilam pewnej mamie ze jej dziecko jest chore bo az dusi sie od kaszlu to sie strasznie obuzyla jak ja moge wogole zwracac jej uwage powiedzialam jej ze moje dziecko dopiero wyzdrowialo i ze zaraz znow bedzie chore i czy ona zasponsoruje mi leki. Niektorzy rodzice przedszkole traktuja jak przechowalnie dzieci nie po to zeby sie czegos nauczylo. Zdrowka zycze wszystkim maluszka :-)
Pracuję w żłobku.. tu najczęstsze wytłumaczenie rodzica na informację, że coś z dzieckiem się dzieje – w domu nie kaszle/nie kicha/nie ma kataru… dusi się podczas snu?- zrobimy inhalacje i przejdzie… zielone smary?- walczymy z tym… biegunka?- za dużo zjadło… Ale przyprowadzamy dziecko, bo przecież nic mu nie jest…
A już kilka razy się zdarzyło, że takie “zdrowe” dziecko lądowało w szpitalu..
I nie wiem już, jak walczyć z taką postawą rodzica… smutne to…
Podpisuję się obydwiema rękami. Właśnie przerabiamy to samo. Rodzice na dzień babci i dziadka do przedszkola puścili chore dzieci…… efekt 2 dni później 5 już nie było w następne dni przedszkole praktycznie się wyludniło…moja córka pochorował się jak nigdy dotąd… w 4 dobie gorączki zbijanej naprzemiennie – temperatura zaczęła tak wzrastać po 3 godzinach że myśleliśmy że wylądujemy w szpitalu oczywiście antybiotyk wymioty niejedzenie przez tydzień, kłopoty żeby cokolwiek wypiła i inne atrakcje chorobowe. Szlak mnie trafia jak widzę chore dzieciaki w przedszkolu…. ale to tak samo jak do pracy przychodzą chorzy na antybiotyku nie wiem po co – po to żeby pokazać przełożonemu że im zależy i zarażają pół biura. Szef jak będzie chciał ich zwolnić to i tak tego nie doceni. Jak się jest chorym bez względu czy dorosły czy dziecko to powinno się siedzieć w domu a nie siać i zarażać innych….
Calkowicie sie zgadzam. Chore dziecko powinno zostawac w domu. Niestety ten medal ma jeszcze jedna strone. Przedszkola. No wlasnie w przedszkolu w mojej miejscowosci jest taka gowniana zasada ze dzieci powinny sie hartowac. I tak wlasnie zabieraja dzieci na spacerki wtedy kiedy pada deszczyk i sypie snieg. Na wiele skarg zaslaniaja sie jakims durnowatym pisemkiem od jakiejs p. Minister ze przedszkola maja prawo wyprowadzac dzieci na spacer w deszcz snieg i wiatr nawet przy 10-cio stopniowym mrozie. I trzeba dzieci cieplo ubierac!!!!!!!!!!!!!!!! Tylko jak taki 4 lub 5 latek dokladnie sie ubierze jak liczy sie “szybciutko szybciutko bo wychodzimy i jestesmy samodzielni” !!!!!!!!! To jest nienormalne! Moja corka lezala w szpitalu -ciezkie zapalenie płóc- po wyjściu 2 tyg ferii siedziala w domu i po feriach poszla do przedszkola i juz po 3 dniach znowu chora bo panie wyprowadzily dzieci na podworeczko – mrozny wiatr i sciana mokrego sniegu. I nie trafiaja argumenty ze w taka pogode psa sie na dwór nie wyrzuca!!!!!!! Panie w przedszkolach tez wykazuja sie TOTALNYM BEZMÓZGOWIEM!!!!!!!!!!! A moze to po prostu specjalnie? Po co pilnowac 20 rozwrzeszczanycg dzieci jak mozna 8 a najlepiej polaczyc kilka grup kilkuosobowych i o 12 wiekszosc pan leci na skrzydlach do domciu!!!!!!!!
Hartowanie się organizmu, nie jest goownianą zasadą, ale koniecznoscią dla organizmu. I oczywiscie nie mówimy o bieganiu dzieci w krótkich spodenkach zimą po placu zabaw. Jednak jeżeli dziecko po spacerze w chłodny dzień w grupie, po zabawie na śniegu, zaczyna coś łapać, to niestety, nie jest winą nikogo innego jak rodzica, który swoje dziecko załatwia na własne życzenie. Nasze córki od małego jakoś nie są chronione przed światem i poza zwykłymi “dolegliwosciami” typu katarek, kiedy bawią się na śniegu, albo kichną po powrocie z dworu, bo trochę popadało, nie mają. Proszę więc się zastanowić, co się pisze. Za chwilę wyrośnie kolejny lekoman.
Brawo!!nie rozumiem po co ludzie maja dzieci,skoro później milion innych spraw jest od nich ważniejszych!?Drogi Rodzicu,dziecko jest najważniejsze w Twoim życiu i właśnie w takich momentach jak choroba powinieneś rzucić wszystko i być z nim.Ja poświęciłam się dzieciom i nie żałuje,chciałam być mamą obecną w ich życiu. nie wyjeżdżamy na zagraniczne wojaże na wakacje tylko do babci na wieś,nie spędzamy weekendów na wypadach do galerii handlowych,ale jesteśmy szczęśliwi.moje dzieci rozwijaja swoje zainteresowania, uczą się języków i wcale nie potrzebujemy do tego kroci pieniędzy.Ludzie gonią za pieniędzmi,wmawiając sobie, że to dla dzieci,ale tak naprawdę w tej całej gonitwie zapominają o najważniejszym,o dziecku właśnie.Nie wyobrażam sobie jak można posłać chore dziecko do przedszkola czy szkoły?Jaki brak empatii jest w takich rodzicach: przecież dziecko chore męczy się okrutnie na zajęciach, w gorączce, z uciążliwym kaszlem,zapchanym nosem,obolałą głową.Ludzie kochajcie swoje dzieci.Praca,szef,kontrakty,to wszystko marność tego świata.A z niewinnego przeziębienia u dziecka może czasem wyniknąć tragedia,tylko wtedy może już być za późno, za późno być kochającym rodzicem.
Jest w tym dużo prawdy, niektórzy rodzice są nieodpowiedzialni, ale z drugiej strony warto by się zastanowić dlaczego niektóre dzieci maja tylko katar, a inne zarażając się od nich lądują w szpitalu. Może nie wychodzą na powietrze, są zbyt cieplo ubierane i byle jaki wietrzyk powoduje od razu zapalenie płuc. Dodatkowo dochodzi faszerowanie antybiotykami i syropami w których jest pelno konserwantów, zła dieta. To wszystko wpływa na obniżenie odporności dzieci.
Wirus mutant! I to dosłownie. W tym tygodniu dołączył i do nas. Dzieci padały jak kawki, codziennie kilkoro po obiedzie wysyłałam do domu, bo w przeciągu godziny dostawali strzały temperatury po 39 stopni. Coś strasznego, gdzie rano bawi się normalnie a po obiedzie ledwo trzyma się na nogach i zasypia na dywanie..
W poniedziałek po feriach pełna grupa, dziś 4 dzieci..
Chore dziecko = chory nauczyciel.. Właśnie wróciłam od lekarza, nie wiem czy cieszyć się, że to TYLKO zapalenie oskrzeli, a nie 40 stopniowa gorączka.. Mam weekend żeby wyzdrowiec, w końcu w poniedziałek muszę być w przedszkolu..
Oby to była przestroga dla rodziców przyprowadzajacych swoje ‘podziebione’ dzieci do przedszkola…
DZIĘKUJE ZA TEN KOMENTARZ!!! BYŁ BARDZO POTRZEBNY DO UZUPEŁNIENIA TEJ DYSKUSJI. MA PANI WEEKEND, ŻEBY WYZDROWIEĆ, BO MUSI BYĆ PANI W PRZEDSZKOLU W PONIEDZIAŁEK? Z ZAPALENIA OSKRZELI? NAPRAWĘ? BRAWO!!!! WIADOMO, KTO ZARAZI RESZTĘ DZIECI SKORO PÓJDZIE PANI NA NIE NAKASZLEĆ I NASMARKAĆ W PONIEDZIAŁEK. TYLKO NIECH PANI NIE ZAPOMNI POŚLINIĆ PALCÓW PRZY ROZDAWANIU MALOWANEK CZY KARTEK? A TYLE SIĘ TU PISAŁO O ODPOWIEDZIALNOŚCI. GRATULUJE PANI NAUCZYCIELCE!!!! JESTEM CIEKAWA CO MYŚLI O TAKIM ZACHOWANIU AUTORKA WPISU????
Wiele chorób przenosi się jeszcze przed wystąpieniem objawów lub nawet po ich ustąpieniu. Chorowanie naszych dzieci w żłobkach lub przedszkolach jest normalne. Kompletnie nie zgadzam się z tym wpisem. Są różne sytuacje i trzeba je zrozumieć. Każda placówka odeśle do domu bardzo chore dziecko.
Tej zimy mój syn co chwila ma katar, który nawet leczony w domu trwa prawie 2 tyg. Musiałabym ciągle siedzieć na zwolnieniu. Może autorka wpisu może sobie na to pozwolić, pracuje z domu itp. Niestety nie wszyscy tak mają.
Jesli się chce mieć zdrowe dziecko to trzeba zatrudnić opiekunkę.
Porada, że sąsiadka zostanie z dzieckiem, jest śmieszna. Bo, która siedzi w domu np. ta z własnym dzieckiem i niby z chęcią zostanie z Twoim chorym – jasne.
Wydaje mi sie, że pominieto kilka faktów naukowych:
– zakażony może zarażać zanim nastąpią jakiekolwiek objawy, w przypadku grypy nawet do 3 dni.
– w wielu przypadkach wydzieliny pochorobowe mogą przyczynic sie do powstania odpornosci na dana chorobe, np. wariolizacja to poprzednik szczepionek.
Diagnoza przedstawiona w artykule wynika zdaje sie chyba tylko z przypuszczen autorki, bo zaproponowane srodki zapobiegawcze i tak nie uchronią przed chorobą, a wizyta po zaswiadczenie w przychodni dla dzieci chorych może za to spowodowac zarażenie. Pozostaje zadac pytanie czy dzieci były szczepione ?
Wydaje mi się, że ktoś chyba nie przeczytał tekstu ze zrozumieniem.
wydaje mi się że ktoś tutaj ma za dużo wolnego czasu, naczytał się głupot w internecie i świruje że mu się wydaje.
Bardzo Pani ciezko, stad tyle zalu i goryczy w poscie. Czasem to jak walka z wiatrakami. Moj synek ma dopiero 10 tygodni ale walczylam o to by karmic piersia i uregulowac laktacje. Jestem bardzo odporna na choroby wiec chce by te same przeciwciala jak najdluzej chronily mojego syna. Niestety widze duzo kobiet ktore nawet jesli karmi piersia to rownoczesnie nie dojada lub wrecz sie odchudza po ciazy. Na pewno ma to wplyw na jakosc mleka. Moje jak ostatnio odciagnelam to prawie jak smietanka a nie bialawa woda. Licze sie z tym ze jak pojdzie do przedszkola to beda tam chore dzieci. Ale mam nadzieje ze moj trud w utrzymaniu karmienia piersia wtedy sie odplaci. My z tych jednak co mieszkaja w Anglii. Tu choremu dziecku nie wolno do przedszkola. Ale i nikt w pracy nie kpi czy drwi czy nie ma wogole tej obawy o utrate pracy. Jest ten komfort. Za to nie ma dziadkow w poblizu by pomogli. Czytalam rowniez na temat przegrzewania dzieci. Tu sa zgola inne zalecenia. By nie piecuszyc maluszkow. Ponoc zawsze dogrzewane dziecko nie potrafi tak sobie poradzic z naglym chlodem i latwiej lapie choroby. Jednak i tak ciezko mi sie przelamac i maly nosi jednak skarpety…Co do szczepien. Jest wokolo nich wiele kontrowersji. Sama sie zmagalam z mysla ze jak to…na tyle chorob za jednym razem. Potem jednak czytalam ze dziennie dziecko narazone jest na tysiace bakterii i wirusow, Wiec te 6 wiecej nie robi az takiej roznicy by wytworzyc przeciwciala. Zycze corciom szubkiego powrotu do zdrowka a Pani odzyskania sil.
Szkoda ze nie wszystkie mamy tak mysla.osobiscie znam jedna co puszcza chore dziecko zeby tylko jednego mniej w domu bylo,inna nie ma z kim zostawic.a cierpi cala reszta…
właśnie z tego powodu, aby moje dwa przedszkolaczki mogły siedzieć w domu w katarem czy przy zimowej zawierusze, zrezygnowałam z pracy. mogłam? stać mnie? otóż nie… jest nas 4, mąż zarabia niewiele, tyle co większość. ale wybrałam dzieci zamiast lepszego bytu. bo dzieciom nie ujmę, ujmę sobie. pracuje w domu, jak się da. nie da się? otóz jak się chce to się znajdzie sposób. nauczyłam się zarabiać robiąc kilka rzeczy na raz na internecie. dzięki temu ja wiem wiecej, umiem wiecej, dzieci mają dom, matke w domu a nie hotelują się tu będąc odbieranymi z przedszkola po 16…. nie żyje nam się dobrze, co miesiąc brakuje. ale moje dzieci odpukać nie znają zapalenia oskrzeli czy płuc. bo jak tylko widzę że oczka maja niemrawe od razu zostają w domu. jak tylko mówią.. mamo ja dziś chce zostac w domku, zostają. bo maja prawo się gorzej czuć. mają prawo czuć się bezpieczne. mają prawo wiedzieć że mama je kocha i jest dla nich.
nie zarabiam kroci, lodówka nie jest nigdy super pełna. ubrania przeważnie kupujemy używane. wakacje… hehe chyba nigdy nie pojedziemy. ale nie narzekam:) wole tak. wybrałam dzieci.
A jak dziecko będzie chodzić do szkoły to też będzie mogło zostać w domu, bo się gorzej czuję? Jestem ciekawa co dzieci by wolały – chodzić do przedszkola nawet jak się gorzej czują i mieć zapewniony lepszy byt. Czy też mieć nie pracującą mamę, widzieć ojca przed snem.
Brawo! Tak samo myślę… Po 2 tyg w domu córka była 1 dzień w przedszkolu i bawimy się od nowa. Dodatkowo obawa by 3 miesięczny syn nic nie złapał…
A jak już dziecko jest chore, to nie przyprowadza się go przedszkola ani na antybiotyku, ani bezpośrednio po, kiedy to organizm jest wyjałowiony i bardziej podatny na kolejne infekcje ;)
Zgadzam się , ale napiszę też że chciałoby się mieć ten luksus…żeby zostać z dzieckiem w domu…
Zgadzam się i nie zgadzam z artykułem. Sama miałam przypadek, że pani w żłobku uznała, że Synek choruje na chorobę “bostońską”, co nasz lekarz skomentował niezbyt przychylnie dla teh Pani. Podobnie było w przedszkolu – pani straszyła nas szpitalem, przy czym lekarz stwierdził. że jest inaczej. Interesujemy się zdrowiem synka. Odwiedzamy lekarzy (mamy dwójkę świetnych pediatrów – z dużym sercem, spokojem i mądrością oraz całożyciowym doświadczeniem) i naprawdę to, co czasem słyszymy od “innych rodziców” lub “pań opiekunek” jest czymś, w co trudno uwierzyć – że ktoś rozsądny tak myśli. Oczywiście wiemy, że to wynika z troski o każde dziecko, szanujemy to i dbamy o nasze oraz inne dzieci. Ale liczymy na mądrość, a nie panikowanie… Pozdrawiam Serdecznie.
Pierwsze co mi przyszło do głowy, to właśnie strach o utratę pracy. Co gorsza, dorośli bez dzieci zachowują sie identycznie! Nie pójdą na zwolnienie, bo kredyt się sam nie spłaci, itp. I tak trudno im ogarnąć, że przy okazji zarażą conajmniej pół swojego team’u w pracy! Często nawet maile od menagierów (tak, serio, mam szczęście pracować w takiej firmie) typu ‘Macie opcję work from home, a jak nie, to na zwolnienie, bo zarażenie innych nic tu nie pomoże’ nie pomagają. Każdy jest twardy i myśli o własnej dupie, a nie o dupie ogółu.
Żyjemy w czasach, kiedy sporo dzieci (nie mówię że wszystkie, ale wy nie mówcie, że nie jest jak piszę) to dzieci ludzi, którzy do bycia rodzicem nie dorośli i nie do konca rozumieją, że ich decyzje będą miały naprawdę kiepskie konsekwencje (tak, wiem, kiedyś kobiety rodziły jako…dzieci, ale czasy były takie, że kobiety siedziały głównie w domu, były wręcz hodowane na bycie matką, bo nikt nie pomyślał, ze kobiecie zachce się iść do pracy albo w ogóle nie mieć dzieci). No ale przecież ‘to już ten czas, musisz mieć dziecko’ albo ‘tyle lat razem i nic?’.
Dlaczego oceniasz innych? Jak się nie spłaci kredytu to dziecko wraz z całą rodzinką wyląduje na bruku.
Dzień Dobry.
Czy ta stronka to typu blog tak ?
Zainteresowala mnie
Na to wygląda, że blog ;)
Całą prawda o placówkach. U nas nic nie dało na poprawienie sytuacji nawet złapanie innego rodzica na “gorącym uczynku-czyli chore dziecko o 7 rano w szatni ” dyrekcja twierdziła ze ma związane ręce, a z rodzicem nawet nie porozmawiać. Dziecko zamiast 10 mcy było 4mce w żłobku, a za każdy miesiąc trzeba zapłacić. , do tego lekarz bo dziecko zwykle choruje w pt wieczorem no i lekarstwa. A jak już przyszło ze szkarlatyna 2tyg po wyleczonym zapaleniu oskrzeli to już było z niego zabrane. Ewidentnie rodzice dają dzieci chore , nafaszerowane lekami do placówek. Jedna mama nawet była na tyle odważna ze przeziębione dziecko oddala do placowki a sama pojechała na plaze się poopalac .
To nie żart. Zajmuję się rekrutowaniem od 9 lat. Na 6 umówionych spotkań rekrutacyjnych, w ciągu dnia przychodzą 2 osoby, czasem nikt. Podobno szukają pracy. Po tygodniu od zatrudnienia część z nich idzie na L4 i nigdy nie wraca.
widocznie rekrutuje pani do jakieś słabej posady ze tak ludzie lekceważą – nie spotkałam się z takim brakiem szacunku do pracy wśród moich znajomych / rodziny
duuuużo sił i szybciutko wracajcie do zdrowia
nie mówię, że trzeba olać pracę ale warto przemyśleć, czy na pewno nie można zrobić czegokolwiek, żeby to biedne chore dziecko miało możliwość odpoczynku w domu. Wiem, że dla jednych to jest trudniejsze niż dla innych. Ale wierzę, że istnieją jeszcze dobrzy ludzie na ziemi i chociaż raz na jakiś czas uda się wszystko tak poukładać, żeby zapewnić dziecku to, czego w chorobie najbardziej potrzebuje. pozdrawiam
noo… jestem w domu ale synek przecież sobie poradzi w przedszkolu… i dokładnie o tym jest ten wpis.
Bardzo ci dziękuję za ten komentarz.
“Podobno u nas to standard, że dzieci ok.12 dostają temperaturę, a potem telefonu rodziców milczą…” Przerażające…