Mam nadzieję, że Adam mi wybaczy to tytułowe porównanie, chociaż dał mi dzisiaj taki wycisk na treningu, że nie ma wyjścia :) Podejrzewam, że większość z was jest na bieżąco z ostatnimi wpisami (bo mi prawie serwery rozwaliłyście:)) więc wiecie, że Adam, to człowiek odpowiedzialny za moją metamorfozę (tutaj), choć oboje nie lubimy używać tego słowa. Poznałam Adama przypadkiem, zupełnie tego nie planując. W głowie był inny projekt, który pewnie za kilka miesięcy ujrzy światło dzienne. I coś czuję, że Adam też się w nim pojawi. Ale do rzeczy. Po co mi w ogóle trener personalny i jak to wygląda od kuchni?
Ręka do góry od tej z was, która nigdy nie próbowała zawalczyć o lepszą wersję siebie! Dziewczyny, ja zabierałam się za to 15498+045123103218 razy. Wyszło mi tylko raz. Ale miałam takie zacięcie, że ćwiczyłam po nocach. Zależało mi na szybkim efekcie i osiągnęłam go. Niestety później się poddałam i wróciłam do swoich złych nawyków. A waga wróciła do mnie. I tak sobie żyjemy razem jak papużki nierozłączki. A ja już chcę się rozłączyć. Chcę być świadoma tego, jak te ćwiczenia działają na mnie i co się podczas nich ze mną dzieje. Zawsze!!! zadaję Adamowi pytanie, jakie mięśnie teraz pracują. Chcę wiedzieć, co i po co robię. Chociaż w 5 sekund po jego odpowiedzi już sama wszystko czuję aż nadto.
Adam jest profesjonalistą i czasem aż głupio mi zadawać tyle pytań, które od razu zdradzają mój poziom niewiedzy. A jest on mniej więcej taki, że węglowodany to dla mnie tylko makaron i ziemniaki :) Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, zostałam wypytana o bardzo dużo rzeczy. Wszystkie je teraz Adam uwzględnia w moich treningach. Jak to wygląda od kuchni? Dziewczyny, najpierw umarłam na wieść o tym, że mój wiek metaboliczny to…. 44 lata. Jak to się stało? Później zobaczyłam swoją wagę i serio się przeraziłam. Kiedyś na FB widziałam memy, że na wagę się nie wchodzi bo od tego się płacze :) Płakałam wewnętrznie. Jeszcze bardziej wtedy poczułam, że to czas najwyższy na zmianę stylu życia. A ta zmiana zaczyna się w głowie. Nigdy nie byłam tak mocno przekonana, że chcę jej dokonać.
Gdybyście chciały mnie zapytać, czy to przypadkiem nie jest tak samo, jak samemu sobie poćwiczyć na siłce czy w domu, to śpieszę donieść, że nie. Nic nie jest takie samo. Najprostszy przykład. Plank, inaczej zwany deską. Taka byłam pewna siebie, że ja to ponad minutę wytrzymuję w tym ćwiczeniu. A wszystko robiłam źle. Nie napinałam mięśni na tyle, by to proste z pozoru ćwiczenie cokolwiek mi dało. Trener nauczy techniki. Zauważy najmniejszy błąd a kiedy zaczniesz wykonywać te ćwiczenia poprawnie, okaże się, że już nic nigdy nie będzie takie samo. To nie musi być związek na lata, może trwać przelotnie, kilka miesięcy, ale już na lata odbije się na naszym życiu.Bo jasne, że trener personalny kosztuje ale warto chociaż raz zainwestować w siebie. To, czego się tutaj nauczymy, jest nasze. Jedna z moich koleżanek wypomniała mi, że jej po prostu nie stać na trenera. Zapytałam ile miesięcznie wydaje pieniędzy na papierosy. Hmmm, tyle co zapłaciła by za trenera. Każdy inwestuje w siebie tak, jak lubi. I nie, nie chcę wam wcale powiedzieć, że bez trenera to już nie ma sensu. Wszystko ma sens. I można osiągnąć równie dużo, czego zresztą też jestem przykładem. Ale teraz potrzebuję konkretnego wsparcia i wiedzy. Wiedzy i podejścia skrojonego na miarę. Na moją miarę. Tempo ćwiczeń, intensywność i podejście są skierowane indywidualnie pod moje potrzeby.
Karnet na siłownię kupiłam w swoim życiu już kilka razy. Nigdy tego nie wykorzystałam z kilku powodów. Po pierwsze, nie mogłam znieść tych wszystkich spojrzeń mężczyzn, dla których 2 milimetry tkanki tłuszczowej to już grubas a prężyli się do swego odbicia w lustrze jak do monalisy jakiejś. Trochę mi się to kłóciło, bo jakoś nieodparcie wierzyłam, że jak ktoś ma w sobie miłość do sportu i zdrowego trybu życia, to będzie innym kibicował a nie się z niego nabijał. Nie wytrzymałam tej presji i podśmiewania. I kolejna rzecz, na siłowni też potrzebujesz kogoś, kto cię poprowadzi za rękę, jeśli nie masz pojęcia jak się to wszystko obsługuje. U Adama sytuacja jest komfortowa, bo treningi odbywają się za zamkniętymi drzwiami. W prywatnym studio, do którego co kilka minut wpada Marlena, jego żona i podpowiada co i jak, motywując mnie jeszcze bardziej. Zazdroszczę im tej wspólnej pasji. I wiedzy.
Trenuję 3 razy w tygodniu. Daliśmy mi 3 miesiące. Ale jak już pisałam na wstępie, nie nazywamy tego metamorfozą. Bo nam nie chodzi o to, żeby przez 3 miesiące zrobić ze mnie chudą laskę. To znaczy, marzę o tym efekcie ubocznym, żeby nie było :) ale ja chcę się nauczyć tutaj o wiele więcej. Chcę nauczyć się układać sobie posiłki, żeby były zdrowe, proste, smaczne i szybkie. Na razie na czas 3 miesięcy wykluczyłam też gluten i laktozę, żeby zobaczyć, jak zareaguje mój organizm. Trochę jestem rozczarowana, że po 5 spotkaniach wciąż ważę tyle samo, ale Adam twierdzi, że przesadzam :)
Postaram się opisać wam w następnych wpisach, od jakich badań zaczęliśmy i jakie są moje parametry wyjściowe. Bez ściemy. Więc jeśli zaczynacie ze mną, przygotujcie sobie centymetr, kartkę i długopis. Nie ma znaczenia, czy będziecie ćwiczyć w domu, na trampolinach, biegać czy jeździć na rowerze. Najważniejsze, że działacie i każda z nas zobaczy efekty. Do wakacji będziemy szczupłe i zdrowe. Jesteście ze mną?
Na FB u Adama pojawiają się mega ciekawe zagadnienia. Na przykład, czy ćwicząc z nim nie będę miała barów jak facet :) Polubcie jego profil (TUTAJ), jeśli szukacie motywacji bo na pewno ją tam znajdziecie, a jeśli jesteście z Łodzi lub okolic, to wiecie co robić :) Kto wie, może się tam kiedyś spotkamy. Bo w końcu każda z nas marzy o sukience skrojonej na miarę, prawda?
Strój do ćwiczeń – klik
Zazdroszczę ci tych zajęć. Na mojej wiosce nic takiego nie ma ale i tak dałaś mi kopa do działania. Życzę powodzenia!!!