Jakiś czas temu spędziłam kilka dni w stolicy. Ludzie spieszą się tam niewyobrażalnie. Nawet starsze panie ciągle gdzieś biegną. Strach się zatrzymać na chodniku, chyba, że się mocno trzymasz i jesteś odporny na kilka stuknięć z każdej strony. Wróciłam zmęczona. Tym biegiem, pędem, pośpiechem…
Tyle, że moje życie tutaj, z dala od stolicy, biegnie niestety tak samo szybko. I naprawdę trudno mi pogodzić się z tym, jak wiele rzeczy nie jest już moim udziałem. Kochałam być kurą domową i wcale się tego nie wstydzę. Miałam swój wybieg i na nim swoje ziarno. Dobrze mi tak było. W domu wszystko dopilnowane, obiad na czas. Bez sterty prania i prasowania. Nie wyobrażajcie sobie za dużo. Podłoga nie była czysta jak łza, zaległości też były tu i tam. Ale miałam czas na najważniejsze.
Mogłam przytulać i pieścić moje dzieci bez limitu. Byłam zawsze obok, kiedy mnie potrzebowały. Dzięki nim pokochałam jesień i nauczyłam się pokory. Wspólnie gotowałyśmy i sprzątałyśmy. Mogłam robić setki, ba, tysiące zdjęć. Utrwalać ich każdy uśmiech. Śmiać się z ich śmiesznych rozmów. Rozczulać, kiedy się przytulały i tłumaczyły sobie, jak bardzo się kofają… Zresztą pisałam o tym już tutaj i tutaj.
Być może masz sporo racji, jeśli myślisz, że praca nie odbiera czasu na te wszystkie czynności. Że czasem dobrze złapać oddech. Że dobrze robi kobiecie odpocząć czasem od swoich dzieci. Masz prawo myśleć inaczej.
Ja korzystam ze swojego prawa i mówię głośno, nie chcę tak żyć. Nie chcę odpoczywać od kogoś, kogo kocham tak mocno. Czuję, jakby ktoś mi wyrwał połowę serca. Przeżywam okropny lęk separacyjny. Tęsknie za każdym uśmiechem, którego już nie widzę. Wiem, że będzie ich jeszcze tysiące. Ale ten, właśnie ten, przegapiłam. I przegapię wiosnę, kiedy już przyjdzie. Spędzę ją przy biurku w pomieszczeniu z klimatyzacją. Swoją pracę zrobię najlepiej jak potrafię, taka już jestem. I być może pójdę po czerwonym dywanie, ściskając ręce z kimś ważnym. Ale wiecie, wystarczy mi mój własny, czerwony ręcznik rozłożony w przedpokoju. I uśmiech szczęśliwego dziecka do szczęśliwej mamy…
Mam nadzieję, że ten rok przyniesie kilka spełnionych marzeń i zmian. Póki co, czerpię garściami z tego, co mam. Czas wyciskam jak cytrynę. I jestem szczęśliwa tak bardzo, jak tylko potrafię.
Jeśli jesteś mamą i powrót do pracy po wychowawczym masz już za sobą, jestem ciekawa, jak sobie radziłaś. A może jesteś w tej drugiej grupie i cieszysz się, że możesz złapać oddech? A może twoja koleżanka, siostra, mama czuły tak jak ja? Piszcie, czekam na wasze komentarze. Jestem ciekawa, czy jestem sama z tymi przemyśleniami, czy wręcz przeciwnie…
Ja jestem z tej drugiej grupy – kocham wracać do mojego dziecka z pracy ;) lubię moją pracę, lubię się rozwijać, lubię szkolenia, wyzwania. Nie wyobrażam sobie być tylko w domu, dusiłam się. Co prawda miałam jeszcze ten krótszy macierzyński, a jakbym mogła to bym została z dzieckiem rok, bo w końcu ona jest dla mnie najważniejsza. Ale też nie chcę zapominać o sobie, a tak by się stało jakbym poszła na wychowawczy.
A obiad też mam zawsze na czas, ciuchy uprane, a dziecko szczęśliwie zmęczone po spacerach po pracy. Jedyne czego mi brakuje to snu, bo jego kosztem robię niektóre rzeczy. Cóż, może kiedyś ;)
Przy okazji się witam! Podoba mi się, pewno zostanę na dłużej :)
Witaj Kasiu :)
Ja też lubię swoją pracę, ale za dużo w niej wyjazdów. Czasem wybywam na kilka dni. Czasem tylko 2 dni w tygodniu jestem w domu. Być może czułabym inaczej, gdyby moja praca była bardziej przewidywalna i usystematyzowana. Dopóki nie było dzieci, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Ale teraz nie czuje się dobrze z tym, że ja w hotelu z dala od domu a dzieci chore i mnie potrzebują. I to przeszkadza mi najbardziej. Zawodowo osiągnęłam już w moim odczuciu bardzo dużo. Będąc na wychowawczym, nie czułam, że siebie zaniedbuje. Powstał ten blog, to tak jak druga praca, i dzięki niemu się spełniam teraz. Dlatego cieszę się, że ci się podoba w moich blogowych ścianach :) Zostawaj na tak długo jak chcesz :)
A propo snu. Mój znajomy kiedyś powiedział, że małe dzieci nie dają spać a duże nie dają żyć :) Nie wiem, co lepsze :)
Pozdrawiam serdecznie
Łe, to takiej wyjazdowej też bym nie chciała ;) Ja tez nie czułam, że się zaniedbuję, ale po prostu – no to nie dla mnie :) Nie ten typ człowieka.
Co do snu – moja niespełna trzylatka nadal nie przesypia nocy. Nie mogę się doczekać tego drugiego etapu, potem pewno będę mówić co innego ;)
Jedno jest pewne, najważniejsze, żeby cieszyć się każdą chwilą z tymi naszymi kruszynkami. I zrobić wszystko, aby kiedy dorosną, nadal dały się tulić :)
I w sprawie snu, łączę się z tobą w bólu :)
Mi urlop macierzyński kończy się za miesiąc, ale zamierzam wykorzystać jeszcze urlop wypoczynkowy. Ostatecznie do pracy wracam w lipcu i już mi na tę myśl słabo. Uwielbiam siedzieć z dziećmi w domu, i nawet jeśli czasem jestem tym zmęczona, to i tak nie zamieniłabym tego na nic innego. No ale muszę. Czeka nas budowa domu i każdy grosz się przyda. No chyba że zostanę gwiazdą disco polo ;P to pracę rzucę na pewno :) Pozdrawiam :)
Będę wpadać na koncerty :)
Ja też lubię być w domu. Zaraz po liceum poszłam do pracy, uczyłam się w weekendy. Jak się urodził pierwszy syn, to 2,5 roku spędziłam z nim w domu, ale potem trzeba było wrócić do pracy i nawet tego potrzebowałam. Ciągle byłam zajęta, miałam mnóstwo spraw do pozałatwiania. W pracy nigdy się nie oszczędzałam. Jak się urodził drugi syn, to po macierzyńskim wróciłam do pracy i było mi źle. Przetrwałam tak chyba z półtora roku i zwolniłam się. Teraz już od 7 lat pracuję na swoim, a od 3 lat w domu. Jak mi dobrze z tym. Wakacje z dziećmi nad jeziorem, mogę chodzić do szkoły na wszystkie imprezy, jeździć z chłopakami na szkolne wycieczki. Myślę, że dlatego dzisiaj mam z nimi tak dobry kontakt, bo po prostu jestem. Życzę Ci Angelika, żeby wszystko ułożyło się po Twojej myśli. :)
Nie ma nic cenniejszego od więzi z dziećmi. Dokładnie na tym mi zależy. Dziękuję za twoją wypowiedź i życzenia :)