Na rodzicach spoczywa gigantyczna odpowiedzialność. Ważne, żebyśmy zrozumieli, że to nie jest tylko odpowiedzialność za dziecko, ale i przed nim. Pomyślcie chwilę na czym polega różnica w podejściu do odpowiedzialności. Co prawda w najwcześniejszym dzieciństwie jesteśmy też odpowiedzialni za dzieci. Mamy je chronić, karmić, kochać. Ale też wychowywać, a tutaj mowa już o odpowiedzialności przed dzieckiem. Jako rodzice jesteśmy odpowiedzieli przed dziećmi za to, z jaką wiedzą i umiejętnościami wypuścimy je w świat. Znacie powiedzenie “Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”? Z jednej strony Jaś uczy się szybciej od dorosłego już Jana, ale z drugiej – Jaś się nie nauczy, jeśli jego rodzice mu tej wiedzy nie przekażą. Dlatego kwestia podejścia do finansów jest też po naszej stronie. Jak nauczyć dziecko oszczędzać pieniądze?
Co widzi dziecko obserwując moje zachowania finansowe
Nie nauczymy dzieci niczego, czego sami nie umiemy. Zresztą wielu z nas uważa, że zna świat finansów na poziomie podstawowym. Orientujemy się, jakie są ogólne oferty bankowe, ale nie potrafimy szczegółowo ich wyjaśnić. No i kontrola własnego budżetu. Często nie poświęcamy na to czasu. Kiedyś wydawało mi się, że radzę sobie z tym lepiej, ale potem pojawiły się dzieci, a nasze prace nie dają regularnych wynagrodzeń, dlatego musiałam (i ciągle muszę) rewidować swoje podejście do pieniędzy. Czasem sama wpadam w najbardziej oczywiste pułapki, o których niby wiem, a i tak jakoś daję się podejść. Osobiście moim największym błędem jest korzystanie z płatności kartami.
No nigdy, nigdy nie mam przy sobie gotówki. Wiecznie zapominam wypłacić, przez co wydaję więcej niż bym chciała. Muszę z tym walczyć, bo wiem, że jak nic innego, ten nawyk bardzo rujnuje nasz domowy budżet. A chichotem losu już jest możliwość płacenia telefonem :) To już jest tak bajecznie proste, zwłaszcza jak masz podpiętą kartę męża haha :) I pomyśleć, że mam 34 lata i ciągle nie potrafię sobie z tym poradzić :) A dziecko obserwuje i pamiętajcie, że będzie Was naśladować… Na szczęście nasze dzieci wiedzą, że jesteśmy rodziną przedsiębiorczą i obserwują też naszą pracowitość.
Skąd Ty masz na to pieniądze?
Ostatnio bardzo lubimy oglądać na YT kanały podróżnicze. Zu w pewnym momencie zapytała: “Mamuś, skąd oni mają na to pieniądze?” Zresztą, to najczęściej zadawane mi pytanie przez rodzinę i znajomych, kiedy 3 raz w roku wyjeżdżamy na jakiś urlop. Moje dzieci są już duże i wiedzą, że pieniądze się zarabia, a nie bierze ze ściany (tak, tak, kiedyś mówiły, że pieniądze mamusia bierze ze ściany, czyli z bankomatu). Wiedzą też, że pieniądze się zarabia żeby wydawać i zbierać. Że za pieniądze można kupić małe i duże rzeczy. Że czasem te rzeczy dają po prostu szczęście, a czasem są potrzebne do życia i tyle. Wiedzą też, że pomimo tego, nie dostaną wszystkiego o co proszą. Choć uczciwie przyznaję, że to akurat jest dla mnie trudne.
Jako rodzic mam wewnętrzną potrzebę dawania moim dzieciom tego, co najlepsze. I sero wpadam czasem w pułapkę, że ta zabawka tak bardzo da im szczęście, że ją kupuję choć nie powinnam. Zdarza mi się to już zdecydowanie rzadziej, ale wciąż się zdarza i pracuję nad tym. Z drugiej strony nie chcę też, żeby moje dzieci wyrosły w przekonaniu, że są w centrum świata i kupię im wszystko kosztem swoich nowych kozaków. Oj nie… Nie mniej jestem matką, w której serce nieustannie toczy walkę z rozumem… Pewnie każda mama mnie zrozumie :)
Jak nauczyć dziecko oszczędzać pieniądze – nasze subiektywne metody
Przejdźmy zatem do konkretów. Troszkę Wam opowiem, jak my uczymy dzieci oszczędzania. Przy okazji ciągle ucząc i pilnując siebie.
1. SKARBONKA
W naszej rodzinie, każdy ma swoją skarbonkę. Jest też jedna wspólna. W swoich indywidualnych skarbonkach gromadzimy pieniądze na realizację swoich marzeń, potrzeb. Wspólna służy do oszczędzania na nasze wycieczki. Odkładamy tam 2 zł i 5 zł, jakie zostają nam w portfelu. Ostatnio, przyznaję z żalem, takich drobnych jest mniej, bo jak już pisałam, nigdy nie noszę pieniędzy w portfelu, a karta nie wydaje gotówki :( Pamiętam jednak, że kiedyś pojechaliśmy na 2-tygodniowe wakacje po Polsce za tak zaoszczędzone pieniądze. Dziewczynki – widząc, że my odkładamy pieniądze – też chętnie to robią. Dzieci mają pieniądze z różnych źródeł. Z kieszonkowego, od dziadków, cioć czy z portfela rodziców :) Tak, to czasem te 2 zł, które powinny wędrować do wspólnej skarbonki zasilają oszczędności dzieci. Mają je też z innego źródła, o którym powiem niżej.
Ogólnie temat skarbonki nadaje się na osobny wpis. Duże znaczenie ma to, czy można ją otworzyć w dowolnym momencie, czy też trzeba ją stłuc w momencie chęci skorzystania ze zgromadzonych środków. Ważne jest też to, czy jest przezroczysta, czy w ogóle nie widać zawartości. Chcecie taki wpis? Kiedyś sama byłam zdziwiona, że ma to aż takie znaczenie. Naprawdę ma i można przez to nauczyć dziecko (i siebie) wielu przydatnych umiejętności, jak na przykład ponoszenia odpowiedzialności czy konsekwencji za szybko wydane pieniądze.
Dla nas skarbonką jest też takie konto w banku, które po każdej naszej transakcji przelewa na inne subkonto procent od zrealizowanej płatności. Sami ustawiliśmy wysokość tych procentów. I tak na przykład jeśli wydam 100 zł, to 2 zł wędruje na to osobne subkonto. Miesięcznie zbiera się tam później kilkaset złotych. Te pieniądze traktujemy jednak jako pulę odkładaną na wyjazdy weekendowe i wycieczki. Nie zauważamy tych przelewów, a później dają nam one możliwość nawet krótkiego weekendowego wyjazdu.
2. KONKRETNY CEL
Staramy się nazywać cele, na które odkładamy finanse. Na przykład dziewczynki pokazują nam konkretne zabawki. My nazywamy celem wycieczkę, nowe buty itd. Jakoś tak samo odkładanie dla odkładania nigdy mnie nie motywowało, bo niby dlaczego miałam sobie czegoś nie kupić teraz? Trzeba też pamiętać, że każdy cel musi być adekwatny do wieku dziecka. Jeśli ma 3 lata to nie umie jeszcze określić czasu. Nie wie, co znaczy rok. Wtedy może odkładać na kinder jajko, które kupi za swoje oszczędności za tydzień.
3. SPRZEDAJ, A POTEM KUP
Od jakiś 5 lat stosuję zasadę, że aby kupić coś nowego, musimy sprzedać stare. Najtrudniej ta zasada wychodzi mojemu mężowi, bo ona wciąż najczęściej najpierw kupuje nowe, a dopiero potem sprzedaje stare :) ale ma taki dar do sprzedawania, że jeszcze się nie zdarzyło, żeby z tego powodu zrobił jakiś dług w budżecie domowym na dłużej niż kilka dni. I tak, przymierzając się do remontu, najpierw sprzedaliśmy “stare” meble, sprzęty, ubrania, książki itp. Za otrzymane pieniądze mogliśmy kupić nowe, potrzebne nam rzeczy. Sprzedajemy też ubrania, ale tym głównie zajmuję się ja. Natomiast dziewczynki muszą wybrać zabawkę, którą można sprzedać, jeśli chcą mieć nową. I nie mówię tutaj o zabawkach za 10 zł, ale o tych droższych, których zakup nigdy nie jest na rękę.
To jest trudny punkt. Tutaj w grę wchodzą emocje. Często zdarzało się, że dziewczynki jednak rezygnowały z kupna nowej zabawki, bo nie były w stanie emocjonalnie rozstać się ze starą. Z drugiej strony to też fajna lekcja, bo pomaga przemyśleć, czy naprawdę czegoś potrzebujemy, czy tylko mamy zachciankę. I nie dotyczy to tylko zabawek. Ciuchów i sprzętów również. Takie odkłamanie zakupu w czasie jest pomocne w podjęciu decyzji.
4. DOMOWE OPŁATY I ZAKUPY
Póki co tytaj na razie musi wystarczyć rozmowa. Pokazujemy dzieciom nasz segregator opłat i rozmawiamy o tym, że za pieniądze trzeba najpierw zrobić opłaty i mówimy za co się w naszym domu płaci. Pamiętam, jak kiedyś usłyszałam taką rozmowę z łazienki między dziewczynkami: “Zakręć wodę jak myjesz zęby, przecież mama za to musi zapłacić”. Cieszę się, że mają taką świadomość. To wciąż długa droga i często sama zapominam o tej wodzie, ale uczę się razem z moimi pociechami. Codziennie od nowa. To jak wyrabianie nawyków.
Teraz jestem w trakcie wprowadzania kolejnych zmian. Listę zakupów w sklepie daję Zuzi (mówię o zakupach spożywczych). Ponieważ świetnie czyta i zna się na cenach, mówi mi co mam kupić i pytam ją, którą rzecz powinnam wziąć i dlaczego. Np, które mleko jest tańsze, albo czy większy sok jest bardziej opłacalny od małego, mimo, że jest droższy. Uwielbiam te zakupy. Ale Lenę jeszcze to nudzi, dlatego udaje nam się to tylko wtedy, kiedy idziemy we dwie. Zuzia skreśla z listy (używam aplikacji Wunderlist) zrobione zakupy i ma z tego satysfakcję. Uczę ją w ten sposób, że za pieniądze nie można mieć wszystkiego i że wszystko ma jakąś wartość. Tak samo uczyli mnie moi rodzice i jestem im za to wdzięczna.
5. KREDYTY
Ten temat jest dość trudny. Możemy udawać przed dziećmi, że nic takiego nie istnieje, podobnie jak tablety i słodycze, ale to nic nie da. Dzieci muszą być świadome, że są takie możliwości, ale pożyczanie też kosztuje. Dzięki temu będą przygotowane w swoim dorosłym życiu na to, że kredyty istnieją i można korzystać z takich ofert, ale z głową. To dokładnie jak z tym, że dzieci wiedzą, że istnieją słodycze, jak smakują i jak często mogą je jeść, żeby nie chorować i mieć zdrowe zęby.
Do kredytów mam ostrożne podejście, bo widziałam wiele historii ludzi, którzy się w tym pogubili. Jakieś 12 lat temu prowadziłam swoje biuro kredytowe. Była to dla mnie niezła szkoła życia – z kilku powodów. Po pierwsze widziałam ludzi i ich sytuacje, kiedy rozważnie lub pochopnie podejmowali decyzje o kredytach. Miałam możliwość obserwować, jak ludzie zaciągają więcej kredytów, niż są w stanie spłacić. Pamiętam ich wyraz twarzy do dzisiaj. Te starsze babcie, które chciały wnukom nieba uchylić i płakały, prosząc o znalezienie banku, który nie sprawdzi ich zdolności kredytowej. Nie tędy droga… Dlatego warto angażować dzieci w takie rozmowy o finansach…
Kredyt kredytowi nierówny
Nauczką było też dla mnie to, że ten biznes mi nie wyszedł i zakończyłam go z długiem. Z długiem też w niego weszłam. Jednak dzięki pomocy rodziny i naszej determinacji w spłacaniu tych długów, udało się. Dlatego dzisiaj rozważnie podejmuję takie decyzje, ale nie boję się ich. Nie miałabym gdzie mieszkać, gdyby nie kredyt mieszkaniowy, który będę spłacać przez jakieś 20 lat jeszcze. Pewnie, że najlepiej byłoby takich kredytów nie mieć. Fajnie jest zarabiać tylko na przyjemności, a nie na spłatę kredytów. To trochę czasem zniechęca, ale z drugiej strony wiem, że ten kredyt pomógł zrealizować mi ważną potrzebę, jaką jest dach nad głową. Dlatego kredytom mówmy „tak”, pod warunkiem, że nie zadłużamy się na głupoty czy niepotrzebne zachcianki.
Partnerem dzisiejszego wpisu jest KRUK S.A, który zaprosił mnie, bym podzieliła się z Wami naszymi sposobami na oszczędzanie z dziećmi krok po kroku. Jeśli masz dług, skontaktuj się z firmą, której nie zapłaciłeś. Porozmawiaj szczerze o swojej sytuacji. Takie firmy jak np. KRUK pomagają swoim klientom znaleźć rozwiązanie dotyczące wyjścia z tak trudnej sytuacji. I tak na przykład za pośrednictwem platformy e-kruk.pl klienci mogą ustalić spłatę swoich długów dopasowując ją do swoich możliwości finansowych. Takie uporządkowanie problemów i pozbywanie się systematycznie swoich zadłużeń sprawia, że nasza głowa jest spokojna, wraca poczucie bezpieczeństwa i chęć do radosnego życia. Nie wiem, czy wiecie, ale pieniądze (a raczej ich brak) to jeden z tematów, który przyczynia się do problemów w małżeństwach. Ciężko przecież żyć radośnie, kiedy nad nami wiszą ciemne chmury i zastanawiamy się, jak spłacić zadłużenie :(
Wracając do tych ludzkich historii, których tyle się naoglądałam prowadząc biuro kredytowe, chciałam Was odesłać do krótkiego materiału przygotowanego przez partnera dzisiejszego wpisu.
A jakie są Wasze kreatywne sposoby na naukę oszczędzania i przedsiębiorczości? Napiszcie w komentarzu. Inni rodzice na pewno chętnie skorzystają <3
Ważna sprawa uczyć dziecka od małego szacunku do pieniądza. Ja zabieram dzieci na targ co jakiś czas gdzie sami sprzedają swoje zabawki, którymi już się nie bawią, też fajny sposób nauki finansów.
W sklepie z zabawkami dla dzieci można kupić zabawkową skarbonkę. Często dołączane są zabawkowe pieniądze. Myślę, że to dobry sposób na początek.