Słyszałam kiedyś od koleżanki, że za odpowiednie pieniądze można już grzebać w DNA i stworzyć sobie idealne dziecko (wybierasz kolor włosów, wysokość itp). Rozumiem, że to nie są pieniądze w zasięgu większości z nas, ale jednak daje to pewne wyobrażenie tego, co mają w głowach pewni ludzie. Bo że głową ruszać trzeba to fakt. Ale po co zaraz tak mocno, żeby mózg wypadał… :( Tak sobie myślę, że każdej z nas się czasem zdarza takie grzebanie w mózgach dzieci, zupełnie za darmo. Jakiś czas temu moja znajoma dała mi do zrozumienia, że coś jest ze mną nie tak, skoro mówię do dziecka, że nie ma dla mnie znaczenia, czy pójdzie na studia. Określenie mnie mianem głupiej matki było chyba najdelikatniejszym podczas tej rozmowy…
Idealne dziecko
Przecież każdy chce mieć idealne dziecko… A takie wiadomo, musi już w żłobku aspirować do czerwonego paska na świadectwie. Zawsze być tylko grzeczne i czyste. I najlepsze w szkole, potem na studiach jednocześnie pracować. Bo wiadomo, takim dzieckiem można się chwalić. A my matki to wygrywamy wszystkie konkursy chwalenia, jakby to, kiedy dziecko nauczyło się sikać na nocnik miało warunkować jego doskonałość…
Wątpię… choć czasem można się dać zapędzić w ten róg. Nawet maszynowe odlewy złota nie są doskonałe. Niczego nie oczekuję od mojego dziecka, poza tym, żeby nauczyło się jak być szczęśliwe. Bo nawet ja tego za nią nie zrobię. I kiedy ona będzie wiedziała, że szczęśliwym można być bez studiów, bez drogiego domu i markowych ciuchów, to ja będę o nią spokojna… Choćby wylądowała na drugim końcu świata pomagając ludziom…
Tak, wiem, że dobrzy rodzice chcą, aby ich dzieci odnosiły sukcesy. Ale za jaką cenę? Czasem w pogoni za doskonałością posuwają się za daleko. Chcą, aby spełniało ich marzenia z młodości. Uczą, że poczucie własnej wartości ma związek z ocenami, wysokością zarobków czy zajmowanym stanowiskiem. Brną dalej, bo swoim przykładem pokazują, że zależy też od wagi, wyglądu, koloru włosów, czy ich idealnego ułożenia. Czyżby?
- Zrób sobie test i zobacz jak odpowiesz na tych kilka pytań.
- Czy należę do osób, które albo robią coś na 100 procent, albo wcale?
- Czy drobne niepowodzenia doprowadzają mnie do szału?
- Obwiniam się, że nie jestem idealna?
- Chciałabym dać swojemu dziecko wszystko?
- Denerwuję się, kiedy moje dziecko robi coś po swojemu?
Ok, wystarczy… Bo jeśli tak, to dziecko to widzi i uczy się, że trzeba być doskonałym, żeby zasłużyć na uznanie, miłość, szacunek i szczęście. A prawda jest taka, że wystarczy być… sobą. To i tak trudne zadanie, bo każdy z nas składa się z tylu elementów osobowości, nad którymi można i nawet trzeba pracować, że i to może wystarczająco przytłaczać.
Skrajności nie są dobre
Jeśli znacie mnie trochę dłużej, wiecie, że nigdy nie cieszyły mnie internetowe memy pokazujące nieperfekcyjne macierzyństwo. Nigdy też nie zachwycałam się obrazkami z napisami, że do idealnego życia wystarczą dzieci. Żyję po środku. Mam jasno określone cele na życie i staram się zaszczepić dzieciom dobre wartości i zasady. Ale nigdy nie powiem im, że chcę idealnego dziecka. Bo nie chcę. Chcę dziecka, które popełnia błędy, bo dzięki nim może się nauczyć, jak być szczęśliwszym człowiekiem. Chcę dziecka, które nie tylko się śmieje, ale też płacze. I uczę je, że płacz to dobra emocja i nie można się jej wstydzić. I wkurza mnie, kiedy ktoś mówi, że są za duże, żeby płakać… Nie chcę doskonałego dziecka. Chcę takie, które będzie umiało kochać siebie i o siebie dbać. Bo wtedy będzie też takie dla innych. I pewnie to nie modne, ale uczę swoje dzieci, że ważne jest nie to co mogą w życiu zyskać, ale to co, co mogą dać od siebie innym. Sama sobie stawiam taki cel, żeby każdego dnia chociaż jedna osoba poczuła się dzięki mnie lepiej…
Nigdy nie byłam idealnym dzieckiem, ale szczęśliwie mogłam dorastać w czasach, kiedy matki nie miały wojenek o rajstopy, ekologiczność mokrych chusteczek czy drewnianych zabawek. Mogłam spędzać pół dnia na trzepaku, chodzić na grzyby i sprzedawać jabłka pod osiedlowym sklepem. Nikt wtedy nie powiedział o mojej mamie, że źle nas wychowuje. Dzisiaj za połowę tych rzeczy można mieć odebrane dzieci. Bo ten świat jest chory. Bo ważniejsze od miłości są już dobre oceny, które to niby warunkują świetny start w dorosłość. Ale dorosłość nie jest prosta. To cały proces „doroślenia” zaczyna się dzisiaj kiedy spacerujesz z dzieckiem po parku, jecie pączki, czytacie Małego Księcia już 30 raz, spędzacie cały dzień w piżamach, jecie już 5 raz rosół w tym tygodniu.
Rozwijanie mentalnych mięśni
Mam cel. Chcę być zaangażowana w ćwiczenia, które pomogą moim dzieciom stać się silniejszymi i mocniejszymi psychicznie. Pomóc im rozwijać mentalne mięśnie i wierzę, że to da im lepszy start w przyszłość. Chcę je nauczyć wdzięczności za małe rzeczy i uchronić przed wyuczoną bezradnością. Nauczyć je, że jeśli świat nie spełni ich oczekiwań, to nie są żadną ofiarą. Chcę zapewnić dzieciom niezorganizowany czas na zabawę, nie stać nad głową, gdy bawią się z koleżankami i nie rozwiązywać za nie wszystkich problemów (dla jasności, to dla mnie najtrudniejszy z nich). I na koniec chcę myśleć, że bycie wystarczająco dobrym rodzicem to najlepsze, co się może przydarzyć moim dzieciom. Niech wiedzą, że nie jestem idealna i żadnych ideałów nie oczekuję w zamian.
Do napisania tego wpisu zainspirował mnie film „Chwyć życie za włosy„. Pokazuje, jak rodzice mogą skrzywdzić dzieci potrzebą bycia idealnymi. Od fryzury, po pracę i wybór partnera. Na koniec filmu pada zdanie: „Mamo, a kim bym dzisiaj była, gdybyś wtedy, zamiast wyprowadzić mnie z imprezy z nieidealnymi włosami, po prostu mnie przytuliła?„
Czytam też fajną książkę, którą pokazuję czasem na instastory. Autorka Amy Morin pokazuje „13 rzeczy, których nie robią silni psychicznie rodzice” i jak tylko skończę czytać, pojawi się jej recenzja na blogu, bo uważam, że naprawdę każdy rodzic powinien ją przeczytać!!!
Jestem przeogromnie ciekawa jakie macie zdanie w tej kwestii. Czy jestem sama na tym placu boju? Czy też jest nas więcej?
Ps. Patrząc na te zdjęcia nie mogę Wam nie powiedzieć, że już w środę 14 listopada, odbędzie się wyjątkowy event, który wraz z marką CoolPack mam przyjemność poprowadzić. Wiecie już, że jako ambasadorka marki polecam Wam sprawdzone rozwiązania dla dzieci, ale tego jeszcze nie było. Produkt, który tego dnia zostanie zaprezentowany, znacząco wpłynie na bezpieczeństwo naszych dzieci, a jednocześnie zachwyci je do granic możliwości. Bądźcie ze mną w środę na instagramie. Będę dla Was relacjonować na żywo :)
Model plecaka na zdjęciach to Prime 23 l TROPICAL BLUISH
a Wy wciąż możecie kupić wszystkie produkty marki CoolPack ze zniżką 20% na hasło MAMAGERKA