Domowy jogurt kawowy

Nie wiem czy wiecie, ale kanał na YouTube powstał dokładnie rok temu. Jest tam jeszcze sporo filmów, które tutaj nie trafiły, ponieważ blog istnieje dopiero od października. Po co wam w ogóle o tym piszę? Bo naprawdę tarzam się po podłodze oglądając swoje pierwsze filmy… Na przykład ten poniżej. Serio, miałam taką tremę, że nagrywałam wstępy po trylion razy. Pewnie był to jeden z powodów, dla których już ich nie ma :) Bo makijaż jakiś trzeba było mieć, bo strój jakiś inny niż piżama… Same problemy. Mówię wam, piszę to i się śmieję sama do siebie, bo obejrzałam właśnie ten filmik. Wybaczcie, jeśli was też rozbawię do łez :)

Tak czy owak, próbując odciągnąć uwagę od swoich nieudolnych początków, opowiem wam trochę o kulisach powstania tego filmiku. Co najmniej dwa razy dziewczynki rozlewały kawę na ustawioną już aranżację, to była chwila nieuwagi. Spokojnie, kawa była już zimna. Jednak sprzątania troszkę było. Raz przewrócił nam się statyw z aparatem, mam do dzisiaj pamiątkę na meblach w postaci dziury na szufladzie, którą widać zaraz po wejściu do mojego mieszkania. Małe rączki (wtedy roczne) dobrały się do przygotowanego jogurtu, który wylądował na podłodze zanim go sfotografowałam :) Tak więc, nie piszę wam tego, żeby się skarżyć, bo jestem ostatnia w kolejce do maruderów. Piszę właśnie po to, żeby pokazać wam, że wspólne gotowanie z dziećmi jest obwarowane bałaganem, stresem, kilkoma próbami, czasem łzami bezsilności. Jednak nagrodą są wspólnie spędzone chwile. I te wszystkie piękne wspomnienia, nasze i dzieci. Bo o czym ja bym wam tutaj dzisiaj pisała? O tym, że kawę do jogurtu trzeba wlać i już? :)

Dlatego tym bardziej zachęcam was do przyłączenia się do akcji, o której więcej możecie przeczytać TUTAJ.