“Wkurzają mnie piękne obrazki kobiet zadbanych, wymalowanych, pachnących, zorganizowanych, modnie ubranych. Dlaczego nikt nie pokaże prawdziwego obrazu matki? Nie mam czasu nawet głowy umyć…”
“Szkoda, że media i gazety nie pokazują prawdziwego obrazu macierzyństwa. Nikt mnie nie przygotował na to, że będę taka zaniedbana, że będę marzyć o oddaniu dziecka choćby na godzinę…”
“Gdyby ktoś mnie przygotował na to, co mnie czeka… Wszędzie tylko lukierkowy obraz macierzyństwa. Czemu nikt nie pisze o wściekłości, żalu, braku czasu na wszystko? Z jednej strony nie warto nikogo straszyć ale z drugiej warto mówić prawdę…”
Byłam emocjonalnie gotowa tylko na te trzy cytaty. Od rana w mojej głowie pełno przemyśleń. Matki, które znam i spotykam w realnym świecie, zazwyczaj nie zrzucają całego swojego “braku czegokolwiek” na swoje dzieci. W internecie, na blogach, zaczyna mnie to przerażać. Pełno wpisów i matczynych przemyśleń na temat, co je wkurza w ich dzieciach, czego nie osiągnęły zostając matkami, w czym przeszkadzają im ich dzieci. Nie wiem, czemu mają służyć takie wpisy. Bo jeśli podniesieniu ilości lajków i kliknięć w post, to już naprawdę nie ogarniam. W jednym zdaniu takie matki potrafią napisać, że niby kochają te dzieci, ale…
Prawdziwy obraz matki polki – brudna, niezadbana i śmierdząca
Według niektórych matek, również tych aktywnie udzielających się w komentowaniu takich postów, prawdziwy obraz matki to tłuste włosy, syf w mieszkaniu, obgryzione paznokcie, niemodne ubrania itp. O zgrozo! Jeśli mam być szczera, przeraża mnie to znacznie. Znam setki kobiet zadbanych, wymalowanych, pachnących, zorganizowanych i modnie ubranych i tutaj niespodzianka, są matkami. I odwrotnie, znam też sporo, całkiem niezadbanych, które takie są z wyboru i matkami nie są. Tak, to prawda, że życie z niemowlakiem albo w ogóle dzieckiem bywa czasochłonne do tego stopnia, że zmęczenie czy brak czasu uniemożliwiają powyższe czynności. I gdyby ktokolwiek chciał mi tutaj wyskoczyć z tekstem, że mówię tak dlatego, że moje dziecko (dzieci) spało pewnie z 28 godzin na dobę, to od razu mówię, że nie spało. Było ciężko do tego stopnia, że byłam przekonana, że nie ma czegoś takiego jak “książkowe dziecko”. W nadzwyczajnych przypadkach spaliśmy po 20 min na dobę. Miewałam tłuste włosy, chodziłam po domu bez makijażu, nawet jakiś dres na tą okazję sobie kupiłam. Jednak zdarzało mi się to również wtedy, kiedy matką nie byłam. Nie ma co dramatyzować. Jest jeszcze druga strona medalu. Być może w tej całej dramaturgi chodzi o to, żeby inni matkom współczuli. Nie wiem, ale to po prostu nie w porządku, że winą za swój wygląd obarcza się swoje dzieci. Wiem, że sytuacje bywają różne, dzieci bywają różne, związki bywają różne ale nikt mnie nie przekona do stwierdzenia, że jak jesteś matką to czeka cię już tylko dres, tłuste włosy i śmierdzące mieszkanie. To wybór każdej z nas. Przy jednych dzieciach przychodzi to łatwo, przy innych trudniej, ale nikt przy porodzie nie pozbawia nas rąk i mózgu, więc naprawdę nadal można ogarniać swoją kuwetę.
Prawdziwy obraz macierzyństwa – przecież czekają cię tylko straszne rzeczy
Jaki jest prawdziwy obraz macierzyństwa? Serio pytam. Dlaczego w tym wylewaniu żalu w internetach, takie matki nic nie wspominają, że dziecko to po prostu szczęście, miłość i bezgraniczna troska o jego dobro? No właśnie, troska o dobro dziecka, to dla mnie również uważne wyrażanie swoich żali. Każda matka ma swoje żale, każda jest zmęczona, każda ma czasem dość. Jednak, to normalne. Naprawdę normalne. I w tej huśtawce emocji i uczuć, skrajnie różnych czasami, powinna przeważyć jednak miłość. Internet pamięta nie tylko wrzucone do niego obrazy (przeczytajcie o tym tekst Elwiry – tutaj) ale również słowa. Jestem ciekawa, czy takie matki zdają sobie sprawę z tego, jak wredni potrafią być teraz koledzy w szkołach. Wyobraźcie sobie dziecko, które ma jakieś 10 lat i na korytarzu słyszy w swoim kierunku hasło: “o to ten, co matkę tak denerwował jak się urodził”. Co mu powie taka matka, kiedy jej dziecko wróci do domu zrezygnowane? Może warto zapytać głębiej: Czego dowiedziałaby się o sobie, gdyby jej mama prowadziły bloga?” A jak by się czuła, gdyby jej mąż czy partner, publicznie mówił, że odkąd ona pojawiła się w jego życiu, ciągle chodzi brudny, ma syf w mieszkaniu i ogólnie szkoda, że go nikt na to nie przygotował? Albo, co gorsza, założył bloga z iście pudelkowymi postami “10 powodów, dla których małżeństwo to pomyłka” a tam opisywał, że żona ubrudziła się przypadkiem, jak byli w restauracji… A odwracając się w jej kierunku zapewniał ją o swojej miłości. To nie jest śmieszne.
Gdyby mnie ktoś na to przygotował
…to co? Nie chciałaby taka kobieta urodzić dziecka tylko dlatego, że będzie zmęczona, niewyspana, czasem strasznie sfrustrowana? Jakiś czas temu mój kolega z pracy spodziewał się dziecka. Miałam już dość tych wrzeszczących sloganów “Poczekaj, teraz to się dopiero zacznie”, “Ty się lepiej wyśpij teraz”, “Jeszcze taki szczęśliwy chodzi bo się nie urodziło”. Zawsze mu powtarzałam, żeby nie słuchał tych głupot. Na co to miało go niby przygotować? Nawet jeśli naprawdę trafia się nam taki egzemplarz, który ciągle płacze, ma kolki i dużo choruje, to jak, przepraszam, że zapytam, trzeba się do tego przygotować?
Życie po narodzinach dziecka się zmienia, ale nie u każdego tak samo i nie w takim samym czasie. I ta zmiana, jeśli kocha się swoje dziecko, nie oznacza zmian na gorsze. Jest inaczej, nie gorzej. Pamiętajmy też, że dziecko rozumie więcej niż widzi i słyszy. Jeśli teraz rośnie w przeświadczeniu, że przynosi same negatywne rzeczy, jest duże prawdopodobieństwo, że to samo pomyśli kiedyś o swoich rodzicach. No cóż, jakie fundamenty, taka budowla. Co gorsza, na naszą starość sytuacja się odwróci. Może nie będą nam rosły zęby a wypadały, ale będziemy potrzebować pomocy. Być może nawet w założeniu pieluchy. Oby wtedy nasze dzieci nie chciały się nam odwdzięczyć na prowadzonych przez siebie blogach.
Dlatego za każdym razem warto się zastanowić, jak to, co piszemy, wpływa na nasze dzieci, teraz i już zawsze.
Przyznam się, że zdarza mi się narzekać, ale nie przyszło mi do głowy, żeby za swoje problemy obwiniać dziecko. Macierzyństwo, to nie jest bułka z masłem, którą można szybko wciągnąć na śniadanie, ale decydując się na dziecko musimy być przygotowani na pewne utrudnienia i przede wszystkim przygotowane na zmianę. Przeszłam kryzys związany z macierzyństwem, ale uważam, że to właśnie dzięki moim dzieciom stanęłam na nogi, bo były i są one dla mnie najlepszą motywacją do działania. Nawet jeśli mam działać z nieumytymi włosami i bez makijażu.
Pięknie to napisałaś. Dziękuję za twój komentarz. Kryzysy, niepowodzenia czy nawet narzekania do bliskich osób godnych zaufania nie są niczym złym. Są ludzkie. Wbrew pozorom matki to nie maszyny. Trzymaj się cieplutko. Fajnie, że jesteś.
Cóż… Jest popyt, to i blogów takich dużo… Co więcej, był moment, gdy miałam wrażenie, ze czym więcej narzekań, tym popularność danego bloga większa, więc w wiele miejsc przestałam zaglądać ;-)
Nadal mam takie wrażenie i też przestałam czytać. Ciężko mi później uwierzyć, że ktoś naprawdę kocha swoje dziecko więc wolę nie czytać i się nie nastawiać.
Kurcze… co by tu napisać… Prawda jest taka, że wszystkie parentingowe blogi są… takie same – i to mnie denerwuje. Wszędzie piszą teraz o prezentach, 2 tyg temu o depresji. Jak ktoś rzuci temat o “zaniedbanej matce” to zaraz temat podchwytują inne. Czy to prawda? A co to kogo? Zgadzam się z tym, że jeśli kobieta będzie chciała o siebie zadbać to zadba. A jak nie to nie. Bez względu na to czy ma dzieci czy nie. Bardziej denerwują mnie piękne meble dla dzieci o wartości średniej krajowej lub więcej, kocyki w kosmicznych cenach i te sesje zdjęciowe pięknie wystylizowanych dzieci… – które wygrywają u siebie nawzajem w pseudo-konkursach.
Bardziej chodziło mi nie o zaniedbaną matkę, bo to każdego indywidualna sprawa, ale o to, że niektóre kobiety wszystko zrzucają na dzieci. Co do wielu poruszonych przez ciebie kwestii, niestety podzielam te poglądy :(