Chociaż z Gubałówki rozciąga się cudny widok na Tatry, naprawdę nie lubię tam zachodzić. Trzymałam się mocno tego postanowienia przez kilka lat. W tym roku jednak coś mnie tknęło, zapaliła się jakaś iskierka nadziei, że być może jest lepiej (zaraz ci wyjaśnię, o co mi chodzi). Ponieważ odbywające się Tour De Pologne mocno pokrzyżowało nam plany i nie dostaliśmy się na kolejkę na Kasprowy, a bardzo zależało nam na tym, żeby pokazać dziewczynkom właśnie przejazd kolejką, wybraliśmy wjazd na Gubałówkę. Sam wjazd był dla nich rewelacyjny. Całą drogę mówiły, jaka to wspaniała przygoda. Cena też nas nie zabiła, 15 zł w obie strony za osobę. Jest ok, pomyślałam. Moja fascynacja skończyła się jednak zaraz po wyjściu z kolejki. Mam wrażenie, że sprzedający prześcigają się tam w ilości kiczowatych pamiątek, z których większość nawet nie kojarzy się z górami. Nie da się nawet spokojnie i po woli z dziećmi pokonać tej trasy. Z każdej strony napiera dziki, naprawdę dziki tłum ludzi. W miejscach, gdzie widok na Tatry jest najpiękniejszy, powstały bary z tarasami, na które możesz wejść tylko wtedy, kiedy coś u nich zamówisz. Niby ok, pod warunkiem, że zabierasz ze sobą worek kasy. A przechadzając się tam z dziećmi albo będzie ci potrzebny, albo mocno trenujecie wspólnie mocną wolę i asertywność.
Umówiliśmy się z dziećmi, że każda z nich może kupić sobie tylko jedną pamiątkę. Oczywiście chciały jedną z każdego stoiska, ale wytrwale przeszliśmy całą Gubałówkę oglądając te naprawdę dziwne pamiątki i na koniec powróciliśmy właśnie po tą jedną, jedyną. Uff. W tym miejscu znika cały urok gór, bo zamiast podziwiać widoki, ty mordujesz nieskończoną ilość razy, że tej kiczowatej zabawki też nie kupisz.
Dlaczego więc tak bardzo nie lubię Gubałówki, skoro wyjście było udane a dzieci zachwycone?
Dzieci zupełnie nie zwracały uwagi na napierające, czasem mało kulturalne tłumy turystów. Jednak dla mnie jest to psychicznie trudne przeżycie. Od kilku lat jeżdżę w góry, żeby się po nich wspinać. Kocham góry. Tak bardzo, że to co zrobiono z Gubałówką, po prostu bardzo mnie boli. Kiedyś (jakieś 10 lat temu) można było tam odpocząć, spokojnie! oglądać góry, poczuć to, co w górskim klimacie jest takie piękne. Dzisiaj, no cóż. To, moim zdaniem, główne targowisko dla turystów. Pełne kiczu i smrodu. To smutne. Kasa zabiła Gubałówkę. Zabiła to, co w niej najpiękniejsze. Nie trzeba jechać nad morze, żeby poczuć kontekst “parawaningu”.
I tutaj moje pytanie do was. Ile lat miały wasze dzieci, kiedy zaczęły naprawdę chodzić po górach? Na jakie szlaki warto pójść na początek np z pięciolatką? Wyczekuję ogromnie tego momentu, w którym poczuję, że dziewczynki są gotowe na pójście w góry. Bardzo bym chciała, żeby hasło “jedziemy w góry”, kojarzyło im się z ich pięknem i szlakami, które wspólnie będziemy zdobywać.
Mnie góry kojarzą się również z pysznym jedzeniem. Żeby załagodzić moje rozczarowanie Gubałówką, skorzystaliśmy z zaproszenia Restauracji pod Aniołem w Hotelu Belvedere, i zjedliśmy tutaj posiłek kończący ten krótki urlop. Widok z tarasu jest imponujący. Nie dziwię się, że hotel jest dumny z tego miejsca. Chcąc się jeszcze nacieszyć tymi widokami, zajęliśmy sobie stolik na zewnątrz. Zrobilibyście tak samo. Jestem pewna.
Pisałam wam już o posiłkach w tym hotelu (klik). Restauracja Pod Aniołem serwuje dania na równie wysokim poziomie. Możecie tutaj sami usmażyć sobie kawałek mięsa, zjeść pyszne przystawki, zupy czy desery. My zdecydowaliśmy się na przystawkę na tatar z pstrąga z jajami przepiórczymi i kawiorem. Mówię wam, przepyszny. I pięknie podany. Osobiście zachwyciłam się ogórkowym chłodnikiem z kawiorem. Kawiorem może troszkę mniej :) ale sam chłodnik był bardzo kremowy. Nie wiem jaka jest tajemnica miksowania tego chłodnika, ale naprawdę jest aksamitny. Jako danie główne zjadłam ze smakiem pstrąga z grilla. Pięknie zapakowany w papierową torebeczkę. Mówię wam, jak to pachniało po otwarciu paczuszki. Mniam. Później troszkę zazdrościłam Kamilowi jego wyboru. Nie mogłam się oprzeć tej polędwiczce faszerowanej borowikami. Jeśli będziecie kiedyś w Zakopanem, wstąpcie koniecznie. Nie musicie być gośćmi hotelu, żeby móc nacieszyć oczy widokami a podniebienia smacznymi posiłkami.
Przejrzałam trylion razy nasze zdjęcia z Gubałówki i nie skrzywdzę was, nic nie wstawię. Oszczędzę wam tych tłumów, mężczyzn bez koszulek z trylionem piwnych brzuchów, kiczowatych zabawek, zmęczonych kucyków.