Internety się rozpisują, jak przeżyć w pracy pierwszy dzień po urlopie. Mnie jednak ten etap przychodzi łatwo, nie mam czasu na sentymenty i od razu muszę wpaść na głęboką wodę. Najgorsze są dla mnie ostatnie dwa dni przed urlopem. Czuję już na poważnie wakacyjny luz, oczyma wyobraźni spaceruję już po wakacyjnym kurorcie, czuję smak najlepszych lodów na świecie i jestem prawie opalona. A mimo to, nadmiar obowiązków nie pozwala mi się wyrobić z niczym. Myślę, czy aby na pewno wszystko oddelegowałam, czy każdemu zostawiłam to, co powinnam. Ja wiem, że urlop szefa to najfajniejszy czas dla większości, którzy odkrywają, że nic tak nie cieszy, jak szczęście drugiej osoby. Idąc za tym przesłaniem, przestaję nadgorliwie o wszystko dbać i po 9 godzinach pracy wchodzę do domu.
I tutaj zaczyna się dyskoteka. Pisałam wam już na instagramie, że pakowanie to dla mnie pikuś. Ale strategia gastronomiczna na dwa tygodnie dla bezglutka, to już wyższa szkoła jazdy. Mam więc jedną walizkę ciuchów, jedną walizkę plażowych gadżetów, jedną walizkę jedzenia i jedną leków, wiecie, tak w razie czego :)
Uwielbiam wakacje we wrześniu. Kiedy wszyscy już zapominają o swoich wakacyjnych przygodach (chyba, że to takie, które dopiero się ujawnią :)), nasze dopiero przed nami. Lubię słuchać wakacyjnych opowieści i oglądać cudze zdjęcia z nadzieją, że mój urlop jeszcze przede mną. Korzystamy, póki możemy. Póki we wrześniu, zamiast do Chorwacji, będziemy iść na rozpoczęcie roku.
Tak więc moi kochani, plan jest taki, że nie ma planu. Bez pośpiechu będziemy się delektować wspólnie spędzonym czasem. Będziemy jeść nieprzyzwoite ilości lodów i oglądać nieprzyzwoicie piękne zachody słońca.
Jeśli czas pozwoli, postaram się dodawać jakieś wpisy. Być może jednak chcecie być na bieżąco, zapraszam was więc na Instagram. Tam przez najbliższe dwa tygodnie, na pewno będzie się działo dużo.
3> kocham :)
Och, och…Dopiero wróciłam, a już mi tęskno. Uwielbiam Chorwację <3