Dzisiaj na termometrze 13 stopni. Zaprowadziłam dzieci do przedszkola, a tam na wieszakach kurtki i cienkie chustki na szyjkę. Prawie załapałam doła na ten widok, bo ja nie zdążyłam jeszcze założyć swojego ulubionego kostiumu a już muszę wyciągać swetry i kurtki. To nie fer. Tak bardzo nie fer, że rozważam kupno mieszkania w Chorwacji. Tam w zimie jest 10 stopni. Tak to ja mogę żyć. I dochodzę do wniosku, że to właśnie ta wstrętna pogoda jest sprawcą moich głupkowatych przemyśleń i złego samopoczucia (klik).
Kiedy jechałam na Mazury, prognozy były optymistyczne. Miał to być najcieplejszy tydzień lata. Eche… Miało być tak pięknie, a było, jak było. Rano na termometrze 15 stopni. Nie byłyśmy aż tak zrozpaczone, żeby wylegiwać się wtedy na plażach. Niestety przez to wyjazd też kosztował nas więcej, niż planowałyśmy początkowo. Bo powiedzmy sobie szczerze, zapiekanka na plaży 7 zł a gofry 3 zł. Można przeżyć. Możliwości wydawania większej kasy brak. Ale kiedy nie ma pogody, a ty masz tylko 3 dni na “wakacje” to łapiesz się każdej możliwości, żeby zobaczyć cokolwiek i przywieźć fajne wspomnienia.
GIŻYCKO
Bardzo, ale to bardzo mi się spodobało. Chociaż miałyśmy możliwość zobaczyć tylko deptak i pobliskie wesołe miasteczko, to urok tego miejsca jest niewątpliwie wielki. Spodziewałam się większych tłumów i byłam miło zaskoczona. Być może na mój pozytywny odbiór tego miejsca wpłynął fakt spotkania w restauracji przemiłych kelnerek, które okazały dzieciom dużo zainteresowania i zrozumienia a nam zaserwowały dzięki temu, dwie minuty spokoju i względnej ciszy. Polecam z całego serca, bo jedzenie również wyborne. Troszkę o tym dniu napisałam też TUTAJ.
MIKOŁAJKI
Naprawdę nie spodziewałam się, że będąc na Mazurach wylądujemy na basenach w Hotelu Gołębiewskim :) Byłam pewna, że same jeziora mazurskie nam wystarczą, ale ta pogoda… I tutaj ponownie, wyjeżdżając z Orzysza na termometrze 13 stopni i swetry a w Mikołajkach 25 stopni i skwar. Być może zawędrowałybyśmy jeszcze na jakąś plażę, ale dzieci już nakręcone na basen nie dały sobie pozmieniać planów. Baseny swoją drogą genialne i nie mogłyśmy wyciągnąć z nich dzieciaków :) Jeśli też nie traficie na pogodę, polecam bardzo. Sam deptak w Mikołajkach, to nie jest to, co podobało mi się najbardziej. A to dlatego, że tłum ludzi był tak ogromny, że po pierwsze nie można było nawet dostrzec co znajduje się 5 metrów dalej, a dwa, że co chwila odliczałyśmy dzieci licząc od 1 do 4, bo naprawdę w tym tłumie łatwo było pomylić sztukę z kimś innym. Więcej stresu niż to warte. I miliony straganów a tam potrzebne miliony monet. No nie lubię takich klimatów i unikam jak ognia. Z chęcią wrócę, ale nie w sezonie. Wtedy, jak mniemam, dostrzegę jakieś piękno tego deptaku i miasta.
SAFARI, OKRĄGŁE
W życiu bym tam nie trafiła, gdybym nie wiedziała, że czegoś tam trzeba szukać :) Nawigacja pokierowała nas drogą przez las, która była co prawda wyjątkowo urodziwa, ale miejscami bałam się, że zawisnę na czymś i nie przejadę dalej :) Na szczęście dotarłyśmy do celu i to chyba właśnie dla dzieciaków okazało się najfajniejszym wspomnieniem. O tym opowiadają zawsze, kiedy ktoś je pyta jak było na wakacjach. Ogromne hektary powierzchni, po których jeździ się w przyczepce za traktorem :) W kasie kupujesz za 3 zł ziarna do karmienia zwierząt i chyba nie muszę ci mówić, jaką radość wywoływało na twarzach dzieci karmienie lamy czy jelonków. Wrażenia bezcenne i tylko matki tak się potrafią wzruszać na widok radości ich dzieci. Cała przejażdżka trwa około godziny ale koniecznie trzeba się wcześniej umówić telefonicznie. W internecie ludzie chwalili jedzenie w pobliskiej restauracji i to mogę potwierdzić, że smaczne. Jednak obsługa nie miła. W ogóle brak organizacji sprawia, że w tej samej kolejce stoją osoby, które za 5 minut mają ruszyć na safari i te, które chcą kupić obiad. Niepotrzebnie wywołuje to sytuacje stresowe. Panie z obsługi raczej wolno się ruszają, nie uśmiechają się za bardzo i nawet nie potrafią powiedzieć “przepraszam”, kiedy zamiast 3 zamówionych obiadów przynoszą ci 2 i jeszcze mówią, że twoja wina, że one nie zapamiętały. Jeśli więc możecie, zabierzcie sobie kanapki i koc. Idźcie nad wodę i napawajcie się ciszą :)
Mieliśmy nawet prawdziwe ognisko, co dla naszych “miejskich” dzieci było wyjątkową atrakcją :)
Jak na 4 dni wakacji i tak uważam, że odwiedziłyśmy sporo. Jeśli wybieracie się na dłużej, koniecznie wpadnijcie do Marleny, bo jako wychowana na Mazurach, doradza zdecydowanie więcej atrakcji.
I powiedzcie mi, że lato tylko zabłądziło i wróci jeszcze nas przytulić…
Mazury są cudne o każdej porze roku :) Zapraszamy ponownie do odwiedzenia Mikołajek
Nie pozostaje mi nic innego, jak wyprowadzić cię z błędu. Osoba, o której piszesz jest bowiem… moją siostrą. I wiesz, to smutne, że zamiast analizować te materiały, o których piszesz, pod własnym kątem, ty myślisz o innych. Nic z tego w takim razie nie wyniesiesz. A szkoda. Mam więc dobrą radę a ty zrobisz z nią co chcesz. Przestań dopisywać mi scenariusze, które pewnie istnieją tylko w twojej głowie a nigdy się u mnie nie wydarzyły. Zamiast przypisywać mi złe intencje, miej odwagę podejść i zapytać. Nie gryzę, chętnie odpowiem.
Piękne ujęcia :) skoro lato już nie wróci, to pozostaje czekać na piękną, złotą jesień :)
Przepiękne zdjęcia <3 !! Szkoda, że lato nie wróci, ja straciłam już nadzieję na więcej słonecznych dni.. Buziaki!
Piękne kadry :) Restaurację Oaza, znam byliśmy cudowne miejsce. Szkoda, że nie przystosowane dla dzieci. Czy byliście w Kadzidłowie? Bo patrząc na zdjęcia to trafiliście w jakieś inne miejsce :) ale równie ciekawe