Na biurku masz stos kartek z listami do zrobienia. W telefonie kolejna lista, a na niej zapisane, że musisz zadzwonić do koleżanki, umówić się do fryzjera i zająć setką innych spraw. Setką, bo ta lista tworzy się już od miesiąca, a Ty nadal tylko coś do niej dopisujesz zamiast skreślać. Jak większość ludzi obiecujesz sobie, że wraz z pierwszym dniem wiosny zaczynasz biegać, zdrowo się odżywiać i więcej się uśmiechać. A, jeszcze będziesz chodzić wcześniej spać, bo przecież wiesz, że sen to podstawa. Kupisz sobie nowe książki i nawet będziesz planowała je przeczytać. Będziesz dla siebie dobra i w ogóle zanim nadejdzie lato, będziesz najlepszą wersją siebie. Plan jest niezły. Generalnie życie w teorii zawsze jest proste. Gorzej, jak trzeba zrobić coś z tej teorii. I tutaj pojawia się pytanie, czy to możliwe, że opisane tutaj oznaki to symptomy jednostki chorobowej o nazwie przesilenie wiosenne? A jeśli tak, to jak sobie radzić z wiosennym przesileniem?
Wiosna, ach to Ty!!!
Dni mijają, nawet już nie pamiętasz kiedy był ten pierwszy kalendarzowy dzień wiosny i kiedy przestawiało się zegarki. A może to była wiosna zeszłego roku? :) I jak większość ludzi wcale nie zaczęłaś się lepiej odżywiać, może nawet wcale nie kupiłaś jeszcze owoców. Właściwie nic się nie zmienia, nadal masz ochotę przespać życie i marzysz już tylko o wakacjach. Ale nawet nie masz siły ich zaplanować.
I tak mija kolejny tydzień, a Ty czujesz się beznadziejnym przypadkiem, bo z Twojego punktu widzenia wszyscy już biegają i wcinają seler naciowy, są szczęśliwi i mają zaplanowane życie co najmniej na rok do przodu. Kiedy więc mija kolejna niedziela, jest ci smutno, ale nie dlatego, że nie lubisz poniedziałków. Ty nie lubisz siebie i swojego życia. Może nawet nie dlatego, że konkretnie masz za co. Po prostu nie wiesz, ale nie chce Ci się tak bardzo, jak bardzo powinno Ci się chcieć. I znowu Ci smutno i koło się zamyka.
Znasz to?
Jakbyś czytała o sobie? Spokojnie, to też o mnie. Mam coś takiego może drugi raz w życiu. Muszę się tego nauczyć. Pamiętam, że jeszcze dwa lata temu zastanawiałam się o co chodzi z tym całym wiosennym przesileniem. I kiedy ktoś opowiadał mi, jak to na niego źle to przesilenie działa, grzecznie się uśmiechałam i zastanawiałam, o czym mówi. Nigdy, do tej pory, nie wierzyłam w jego istnienie. Podobnie zresztą jak w działanie innych warunków atmosferycznych. Nigdy to na mnie nie oddziaływało. Aż do zeszłej wiosny.
Czasem jedyne co jestem w stanie zrobić, to przeżyć. I to walcząc :)
Czuję, że coś nie ma sensu, choć ma go w rzeczywistości aż za dużo. I jeśli jest Ci blisko do tego opisu, to czytaj dalej, bo zapewne przeczytasz coś, co już wiesz i pomyślisz, łe, to za proste, oczekuje spektakularnych zadań i efektów. Ale powiem Ci, że właśnie te proste rzeczy dadzą Ci spektakularne efekty, jeśli tylko je zrobisz dla odmiany, zamiast znowu zapisywać na liście rzeczy do zrobienia :) Ja wiem, serio wiem, że czasem ciężko się wziąć za cokolwiek z tej listy, ale tutaj akurat nie ma innego zadania. Trzeba się zaprzeć i wykonać pierwszy krok. Będzie ciężko i może nawet bez radości. Ale trzeba. I jeśli w życiu zawsze powtarzasz sobie, że nic nie musisz, Ty co najwyżej chcesz, to pamiętaj, tutaj nawet nie chcesz, a musisz. Jedyny wyjątek :)
Jak sobie radzić z wiosennym przesileniem?
Opowiem Ci o moich subiektywnych sposobach. Codziennie stosuję na sobie i czuję, że zaczyna mi się chcieć tak samo jak mi się nie chciało. Dawaj, damy radę. I na koniec powiemy “wiosno, jestem gotowa”!
Krok 1 – Zamknij wszystkie niezamknięte sprawy
Osobiście, nic mnie tak nie demotywuje jak lista zadań, które miałam zrobić miesiąc temu, a nie zrobiłam nadal. I nie chodzi o umycie podłogi, bo z tym można jeszcze jakoś żyć. Tu chodzi o jakieś rozpoczęte projekty, które wymagają Twojego wkładu, żeby albo je zamknąć, albo w końcu wcielić w życie. Sama mam takie trzy sprawy, które mi ciążą, ale już kilka zamknęłam. To głównie blogowe projekty, spotkania, które jeszcze z jakiegoś powodu nie doszły do skutku, meile, na które dawno powinnam odpisać i telefony, które trzeba wykonać, ale ostatnio nie bardzo miałam ochotę gadać z ludźmi.
Krok 2 – Zacznij się ruszać
Wiele lat próbowałam bagatelizować ten punkt, ale serio się nie da. Ruch, czyli ćwiczenia, spacery, pływanie, wszystko to robi porządek z głową. W głowie, jeśli mam to uściślić. Tak, ja wiem, że waga, ciało, cellulit. To wszystko też jest spoko, kiedy się dzięki ćwiczeniom zmienia. Ale najbardziej czuję tę zmianę w głowie. To pomaga znaleźć czas na rozmyślanie, pogrupowanie sobie w głowie i sercu wielu ważnych kwestii. Działa naprawdę oczyszczająco. Nie przepadam za ćwiczeniami. Częściej się do nich zmuszam, niż biegnę do nich w podskokach. I w sumie szczerze przyznam, że to moja codzienna walka i zdecydowanie za często ją jeszcze przegrywam. Ale widzę, że moja głowa działa inaczej, kiedy cokolwiek dla tego ciała robię. Tak, wiem, wydzielają się hormony szczęścia i takie tam. I jasne, po ćwiczeniach jest ten zaciesz na twarzy, że dałam radę, że w ogóle to zrobiłam. Ale moja motywacja leży gdzieś indziej. W głowie. Bo dzięki tym ćwiczeniom jestem dla siebie lepsza. I lepsza dla innych. Spokojniejsza.
I serio nie widzę potrzeby do zmuszania się do ćwiczeń, których nie lubię. Nienawidzę biegać i nie będę się do tego zmuszać. Dla mnie bieganie wiąże się w pierwotnym uciekaniem przed dzikim zwierzęciem, które chciało upolować człowieka polującego na niego. Nie i koniec. Ale… Podjęłam decyzję, że kupuję sobie dziennik fitness i będę zapisywała swoje postępy. Zanim aktywność fizyczna naprawdę będzie sprawiała mi przyjemność, minie trochę czasu. Wiem, że tak będzie, bo kilka lat temu przetestowałam to na sobie. Ale póki co, codziennie toczę walkę o to , by się zmusić do tej aktywności.
Mój plan jest taki, że raz w tygodniu będę chodzić na basen. I w sumie to zostałam troszkę do tego zmuszona, bo niestety wycofano basen dzieciom w przedszkolu i zapisałam je na lekcje indywidualne. Mam więc godzinę dla siebie i zamierzam ją dobrze wykorzystać. Raz w tygodniu godzinny spacer. Szybki, bez muzyki w telefonie, bez rozmów przez telefon. Tylko ja, park i moje myśli. Szybki spacer działa cuda. To lepsze niż bieganie. Ale ma na celu też znalezienie czasu na rozmyślanie. O życiu, o tym, jak je ulepszyć. Więc telefon idzie w odstawkę.
Krok 3 – Zacznij siebie naprawdę lubić
Ok, to punkt trudny to wytłumaczenia, ale też dla niektórych do wprowadzenia. Jeśli masz dzieci, łatwiej to ogarnąć, bo nie nauczysz je lepiej miłości do siebie, jeśli im tego nie pokażesz. Jest to też punkt, który rozwinę w innym wpisie, bo ostatnio bardzo dużo wysyłacie do mnie wiadomości o tym, jak polubić siebie i jak ja to robię. A musicie wiedzieć, że nauczyłam się tego niedawno i było jedno przełomowe wydarzenie, które wręcz zmusiło mnie do refleksji, ale które to mogłam przecież przeoczyć. Bo trwało sekundę. Ale o tym napiszę innym razem. Na dzisiaj powiem tyle, że jak zaczniesz siebie akceptować i lubić, świat stanie się prostszy. Nie prosty zupełnie i bez problemów. Ale prostszy i łaskawszy, a to już dużo. Na początek codziennie rano musisz stanąć przed lustrem, uśmiechnąć się do siebie i powiedzieć “no hej piękna, co tam dzisiaj fajnego zrobisz?”
Krok 4 – Nie utrudniaj sobie życia skrajnościami i perfekcjonizmem
Nie musisz być perfekcyjna. W niczym. Możesz być świetna i to wystarczy. I wystarczy też, żebyś była świetna w jednej dziedzinie życia. A nie we wszystkim. Wątpię, żeby Kamil Stoch był świetnym biegaczem, czy pływakiem. A jest świetnym skoczkiem i świat go za to kocha. Nie ma sensu dążyć ani do perfekcjonizmu, ani do wielozadaniowości. Coś takiego nie istnieje i zostało wymyślone przez nas same, żebyśmy się codziennie biczowały albo mogły się chwalić jakie to jesteśmy super. Osobiście uważam, że nic gorszego sobie nie możemy robić. I piszę o tym w kontekście przesilenia wiosennego, bo zewsząd atakują nas już nagłówki, że na wiosnę trzeba to i trzeba tamto. Ale pamiętaj, że tu nie chodzi o wywrócenie życia do góry nogami. Nie o to, żebyś od dzisiaj w ramach zdrowego odżywiania jadła tylko sałatę. Jeśli do tej pory nawet nie kupowałaś owoców, to po prostu zacznij kupować i postanów sobie nawet te kupione owoce zjeść. Rozumiesz? Powoli. Nie na głęboką wodę, bo te rady są często jak brzytwa dla tonącego. Niby Ci ktoś rzucił, ale co z tego, że na dno pójdziesz pocięta od prób ratunku?
Na ten temat też napiszę osobny wpis, bo moje podejście do tego ostatnio bardzo się zmieniło. Znalazłam swój balans. Chętni Ci o tym opowiem.
Krok 5 – Słuchaj i obserwuj siebie, marnuj czas
I to jest kolejny temat rzeka. Słuchanie to trudna umiejętność, a słuchanie siebie to już poziom wyżej. Ale nauczona doświadczeniem wiem, że nasz organizm zawsze, ale to zawsze wysyła nam sygnały ostrzegawcze. Ja na przykład tak ostatnio przegięłam z tempem życia (remont, praca, działalność charytatywna codziennie, dzieci i aktywność dla nich, biznesowe spotkania i zlecenia) i nie zwracałam uwagi na sygnały, jakie słał mi organizm, że postanowił się zbuntować. Rozchorowałam się jak nigdy. Jak facet z katarem, tak i ja walczyłam o życie. Mdlałam i ogólnie wypadłam z życia na dobre trzy tygodnie. Niestety, organizm jest jak mama, której nigdy nie oszukasz. To, co nadrobiłam żyjąc wtedy w pędzie, straciłam przez ostatnie trzy tygodnie. A podnieść się po tym nie jest łatwo. Po dwóch tygodniach od zakończenia leczenia, wciąż nie mam siły i energii, odczuwam ból w klatce piersiowej i ogólnie jestem daleka od powrotu do organizacji. Dlatego słuchaj i jeszcze raz słuchaj, kiedy organizm każe ci zwolnić. Chory, chorszy i trup i tak nic nie zdziałasz. A żywy, wolniej, ale będziesz do przodu.
Dlatego pozwalaj sobie na drzemki i odpoczynek. To nie jest strata czasu, choć tego też uczyłam się kilka lat. Przysłowiowe marnowanie czasu jest najlepszym lekarstwem, jakie za darmo możesz sobie podarować. Czasem wystarczy przerwa w obowiązkach, żeby napisać miłego smsa do kogoś, albo popatrzeć przez okno. Chwila, a tak dużo zmienia!
Jeśli jeszcze nie umiesz słuchać i obserwować siebie, kup sobie Dziennik Obserwacji Organizmu. Stworzyła go Agnieszka, której blog również powinien Ci pomóc w takim zdrowym podejściu do zdrowego trybu życia. Polecam!
Krok 6 – Ogarnij szafę
Ok, napisałam to, bo wciąż o tym marzę, choć jeszcze nigdy tak naprawdę tego nie zrobiłam. Polubiłam siebie na tyle, żeby przestać czekać aż zmieszczę się w ciuchy sprzed ślubu i na tyle, żeby już się nie przebierać, a ubierać. Wciąż jednak to zadanie jest przede mną, bo zbieram kasę. Marzy mi się bowiem zająć tym na serio. Chcę się spotkać ze stylistką i zrobić przegląd szafy. Sama temu podołałam, ale chyba tylko w połowie. Wciąż muszę się wiele nauczyć i potrzebuję wsparcia. Zmieniłam już swoje podejście do ubioru o lata świetlne, pokochałam sukienki, wróciłam do szpilek, bo je kocham, ale muszę jeszcze nauczyć się sportowych, codziennych stylizacji. Jednak potwierdzam – zrobienie porządków w szafie, to jak zrobienie porządków w głowie. Ja póki co mam remont i spakowałam sobie kilka sztuk ubrań, a do reszty nie mam dostępu. I wiecie co? Ani nie tęsknię za tymi, które tam zostały, ani nie czuję ich braku. Zaczęłam dzięki temu naprawdę wierzyć, że można mieć 1/5 ubrań i mieć się w co ubrać :) Będzie to pierwsza rzecz, jaką dla siebie zrobię po remoncie!!! Już nie mogę się doczekać!
Krok 7 – Zaplanuj wakacje i kup kwieciste sukienki
Oj, nic tak nie poprawia nastroju jak czekanie na wakacje. Tylko proszę, nie porównuj się z dziewczynami z instagrama. Tu nie chodzi o to, że Ty też musisz na Dominikanę, albo Zanzibar. Nie musisz. Tu chodzi o odpoczynek skrojony na miarę. Na miarę Twoich marzeń i zasobności portfela. Zrezygnuj z wyścigu na najoryginalniejsze zdjęcie z wakacji. To żaden wyścig. Być może szczytem Twoich wojaży będzie ogródek u babci, ale wierz mi, ja zazdroszczę takich wakacji. Moje babcie nie żyją od wielu lat i bardzo mi tego brakuje. Więc jeśli Ty jeszcze masz babcię, to spędzaj tam wakacje najczęściej jak możesz… I niech Twoje wakacje pasują do Ciebie! Bo wiesz, może poza tymi pięknymi kadrami z insta kryje się samotność, a Ty masz z kim spędzić wakacje i będziesz mieć piękne wspominania nawet z Mazur. Tak na to spójrz. A jeśli portfel Ci pozwala, realizuj nowe wyzwania, ale i tak pamiętaj, że wszędzie nie będziesz, więc naucz się cieszyć z tego, co masz i na co Cię aktualnie stać.
I kiedy już te wakacje zaplanujesz, kup sobie kilka wesołych, kwiecistych i radosnych sukienek. Niech czekają!!!
A teraz powiedz głośno “Wiosno jestem gotowa, a Ty?”
Jak Ci się podoba mój subiektywny przewodnik po sposobach na wiosenne przesilenie? Jak Ty sobie z tym radzisz? Bo ja właśnie zdałam sobie sprawę, że to chyba przewodnik na życie, ale co tam, wiosną też się zajmiemy :)
Bardzo trafny wpis, sporo cennych porad. Lektura 10/10, niejednokrotnie zmagamy się z przesileniem wiosennym, każdy z Nas ma z tym problem, większy lub mniejszy.