Czytam te ankiety i się rozpływam. Tak mi miło i tak dobrze. Chociaż dzisiaj ciężki dzień. I ostatnio w ogóle jakoś sporo tych emocji w moim życiu. Różnych, różniastych. Niektóre spotykam na swojej drodze pierwszy raz i uczę się z nimi żyć.
Życie zaskakuje. Tak jak wy zaskakujecie mnie w każdej ankiecie. Nie, to nie jest czas na podsumowania i wnioski z ankiet. Na to jeszcze będzie pora. Bardziej odpowiednia niż dzisiejszy dzień.
Życie jest trudne, czasami. I blogowanie jest trudne, często nawet. Nie wiem, czy gdybym wiedziała o tym rok temu, to w ogóle wykupiłabym domenę. Chociaż pewnie tak, bo ja zawsze jakoś pod prąd idę. Tylko nie wiem czy zawsze tak potrzeba. Ostatnio jedna znajoma powiedziała mi coś, co wy piszecie w ankietach. Podziwiacie mnie za umiejętność łączenia pracy, domu, bloga i mnóstwa innych spraw. Ci, co mnie znają prywatnie to wiedzą, że jest ich sporo.
Ale wiecie co? Ja wcale sobie tak dobrze nie radzę. Tylko chyba aktorką bym była niezłą. Jak mnie ktoś zapyta, to u mnie zawsze świetnie, zawsze super, zawsze do przodu. Wychodzę z założenia, że człowiek przypadkowo spotkany w danej chwili ma dość swoich problemów, żeby jeszcze usłyszeć, że i u mnie podobnie. Ciężko jest, dziewczyny, przecież wiecie. Ale już nie o ciężkość fizyczną życia mi chodzi. Ale o tą psychiczną. Kiedy mówię znajomym, że ja już nie chcę jak ten szczur w korporacji, co to szczurem nawet wtedy, gdy nie biegnie w wyścigu, że wolę w domu z dziećmi, to patrzą na mnie jak na durnia.
I czasem tak się czuję w tych korporacyjnych korytarzach. Taka rozdarta, że życie tak mnie zmusza do innego życia niż to, które kocham. I smutno mi ogromnie, kiedy jako ostatnia odbieram dzieci z przedszkola. Nie tak miało być. Kiedy ktoś inny nauczył je liczyć i składać słowa, nie tak miało być. I nie tak też, że kiedy przychodzi sobota, ja mam siłę na nic a jednocześnie planów milion na bycie z nimi tutaj i tutaj, i tam pewnie jeszcze. Nie tak, że kiedy chore to się muszą tułać po babciach, zamiast do mego ramienia przytulać, bo plan urlopowy nie z gumy. I nie tak, że czasem już ze zmęczenia krzyknę i nawet nie zauważę. Dopiero kiedy te oczka smutne i bezbronne na mnie spojrzą, uświadamiam sobie nie co ale jak powiedziałam. Że darłabym się pół dnia, wcale nie dlatego, że jest powód, ale już dlatego właśnie, że nie mam siły inaczej. Powiedzcie proszę, że nie tylko ja tak mam.
Taka kiedyś byłam korpo babka. Szpilki, garnitury, czerwone dywany, nagrody. I bardzo mnie to cieszyło. I bałam się, czy można z korpo człowieka zrobić matkę. A teraz już wiem, że z matki, która we mnie, w środku, ciężko zrobić znowu korpo człowieka.
Tydzień temu, jak co dzień ostatnio, rzucałam blogowanie. Już nawet nie chodzi o to wszystko, co w blogosferze w środku się dzieje a co mnie czasem okropnie rozczarowuje. To nie ważne. Ale ważne to, że blogowanie okrada trochę z życia. Chociaż myślę, że teraz radzę sobie z tym lepiej niż rok temu, to nadal muszę nad tym bardzo pracować. Muszę pracować nad tym, żeby nie roztrząsać przez tydzień komentarzy moich znajomych, którzy to upatrzyli sobie uprzykrzyć mi życie “anonimowymi” komentarzami. Obrażanie w komentarzach ludzi jest słabe. Serio. W ogóle zawód hejtera jest słaby. Bo niby czego tu zazdrościć? Jakaś taka mega dziwna zależność “nie znam się, to się wypowiem”. A przecież jak chce się kogoś oceniać, to trzeba najpierw przeżyć jego życie w jego butach, czy nie tak?
Chciałabym wam kiedyś napisać o tym, jak powstają wpisy. Ile czasu zajmuje mi stworzenie jednego postu od początku do końca. Nie takiego jak ten, bo teraz po prostu z wami rozmawiam, jak z kumplami i pewnie opublikuję post zanim go przeczytam, żeby sprawdzić czy to w ogóle ma sens, to moje paplanie. I czasami tak mi brak motywacji do pracy. Ja wiem, że kulinarne wpisy rzadko się komentuje. Ale może jak wam powiem ile to pracy kosztuje, ile godzin długich, to może będzie nam tutaj razem łatwiej :) W ogóle nigdy bym nie przypuszczała, że będzie mnie czytać więcej niż 10 osób. I w sumie to zakładałam, że te statystyki nabije mi rodzina z grzeczności. Dziękuję wam, bo was tutaj przybywa. Bo niby skąd bym wzięła 14 tysięcy członków rodziny :)
Widzicie, tak średnio mi to wychodzi. Raz lepiej, raz gorzej. To godzenie ze sobą wszystkiego. Staram się. Mam nadzieję, że to wystarczy…
Ankiety nadal dostępne TUTAJ, jeśli macie życzenie, możecie kliknąć i wypełnić. Dziękuję <3
Dobra robota oby tak dalej☺nie poddawaj się rób swoje i nie patrz na innych?wszystkim się nie dogodzi?
Tak jest :)
Ehhh… Nie jesteś jedyną nieperfekcyjnie perfekcyjną Mamą ;-) nie ma co się łamać, bo nie ważne co będziesz robić ( czy praca w korpo czy na własny rachunek) zawsze będą dylematy, zawsze będzie czegoś żal. Kobiety po prostu bardzo dużo od siebie wymagają, stawiają sobie wysoko poprzeczkę. Ja po drugim urlopie macierzyńskim zaczęłam spełniać marzenia i założyłam swoją pracownię rękodzieła. Pracuję w domu, Młoda spędza w żłobku max 8h, znajduję czas dla starszej i męża, ale ile rzeczy po drodze zawalam ;-) lista jest długa, a i zdarza się czasem, że przez mój brak asertywności (albo raczej egoizm, bo kocham swoją pracę) z rodziną widuję się przy posiłkach, bo akurat jakiś projekt mnie wciągnął albo nadrabiam zaległości, które powstały kiedy młoda znowu chora siedziała ze mną w domu. Nie jestem idealną mamą ani kobietą i pogodziłam się z tym. Gdybym była zupełnie perfekcyjna to nie byłabym sobą ;-)
Trafiłam do Ciebie niedawno, śledzę Cię na IG, zaglądam też tu i bardzo lubię Twój blog. Jeśli kochasz to co robisz to rób to dalej i olej cały hejt, bo to ludzka zazdrość za nim stoi. Pamiętaj o tym, że mama spełniająca swoje marzenia to dobra mama, bo daje dobry wzór dzieciom :-) i nie liczy się ilość, a jakość czasu, który im dajesz.
Pozdrawiam :-*
Za każde słowo, dziękuję z całego serca. Fajnie jest was poznawać dzięki takim komentarzom.
Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga. Po prostu, cieszę się i już!
Również się cieszę, że jesteś :)
Nie rób numerów! Nie rzucaj bloga, u Ciebie zawsze tak pięknie i przytulnie :)
Dziękuję kochana, miód na moje smutne serce :)
Taka prawda! Zaglądam do Ciebie od ponad roku i lubię i przepisy i filmiki mężowe i Twoje przemyślenia!!! No i jeszcze tę schludność i uporządkowanie – chyba po prostu wszystko ;)
To chyba najlepszy tekst na tym blogu…
W takim razie warto było pisać :)