Od kilku lat zajmuję się rekrutacją. Miałam jednak przerwę (ciąża, macierzyństwo) i to, co jawi się moim oczom po powrocie jest, że tak zacytuję jedną dziewczynę z dzisiejszej rozmowy, “kosmiczne”. Mam trzydzieści lat i zapraszając na rekrutacje młodzież dwudziestoletnią czuję się jak dinozaur. Właściwie, to muszę z przykrością stwierdzić, że wśród moich niektórych rówieśników, również. Zarzuciłam dzisiaj na szybko ten temat na Instagramie (klik) i na szczęście nie jestem osamotniona w swoich odczuciach.
Nie zrozum mnie źle czytając ten tekst. Nie twierdzę, że wszyscy w przedziale 20-30 lat mają tak samo. Jest jeszcze część ludzi, którzy wynieśli z domu szacunek dla drugiego człowieka, szacunek dla przełożonego i dla pracy. Są jeszcze ludzie, którzy w odmęcie internetu potrafią wyczytać, jak należy się ubrać na rozmowę rekrutacyjną. I w końcu, nadal są ludzie, którzy wiedzą, że jeśli chcą znaleźć pracę to powinni przyjść na rozmowę rekrutacyjną, jeśli zostali zaproszeni. Jeśli się teraz uśmiechasz, gratuluję, należysz do dinozaurów… Ale jednak na wymarciu.
Nie chcę żebyś odniósł wrażenie, drogi czytelniku, że się przechwalam. Jednak troszkę muszę. Zaczęłam pracę wcześnie. Rodziców mam najwspanialszych na świecie ale nie zawsze było im łatwo. Nie było nas stać na wycieczki, wakacje czy wyjścia do kina. Nawet ubrania nosiliśmy po kimś. Dlatego kiedy mogłam pracowałam na zbiorach truskawek, jabłek i czego się tylko dało. Nie, nikt mi nie kazał. To była moja osobista decyzja. Część dawałam rodzicom, żeby pomóc im w utrzymaniu nas. A za pozostałą albo jechałam na mega krótkie wakacje albo kupowałam sobie ubrania. W trakcie szkoły średniej roznosiłam ulotki, przeróżne. A zaraz po maturze rozpoczęłam pracę. Nigdy nie czułam, że życie potraktowało mnie niesprawiedliwie. Nikt nie dał mi mieszkania, samochodu czy nie załatwił pracy. Ale rodzice dali mi coś, co mogli najlepszego. Szacunek do pracy, ludzi, zasad… Nauczyli mnie, że oczekiwać mam od siebie. Że jeśli chcę mieć, muszę najpierw być.
Dzisiaj moim oczom jawi się młody człowiek, który jeśli nie dostanie na rękę 3 tysięcy na dzień dobry, to nie będzie nawet z łózka wstawał. Człowiek, który nie założy rodziny bo mu jeszcze rodzice na mieszkanie nie uzbierali. Na wakacje pojechać musi, rodzice mają obowiązek po prostu dać. Jakby inaczej. Człowiek, który jest nikim kiedy nie ma firmowego ubrania.
Dzisiaj niestety pokuszę się o stwierdzenie, że to właśnie rodzice często zawodzą na tej linii. Tak bardzo popularne przez lata bezstresowe wychowywanie nie przyniosło nic dobrego. Wszyscy narzekają, że nie będzie miał kto pracować na nasze emerytury, tylko, że nikt tej młodzieży nie uczy, że pracować trzeba. I że nie zawsze mamy w życiu wszystko od razu. Jestem jak najbardziej za dążeniem do znalezienia pracy marzeń, w której ktoś będzie się spełniał. Ale jak to mówią, nie od razu Rzym zbudowano. Czasem trzeba zacząć od mniej intratnej pracy, nawet jeśli skończyło się studia na dwóch kierunkach. Czasem troszkę odłożyć i wtedy startować na podbój świata. Czasem zaryzykować…
Tymczasem rodzice wypruwają sobie żyły i wożą te swoje małe szczęścia z jednych zajęć na drugie. Może balet, może flet, może cokolwiek, co uczyni świat tego człowiek lepszym, gdy dorośnie. Tylko, że kiedy on dorośnie, to nic go nie zadowoli. Nadal będzie czekał aż rodzice, tudzież inni naiwni, mało asertywni ludzie, wszystko przywiozą, zawiozą i odwiozą. Gdy tylko wyczują świeżą krew dobroci i człowieczeństwa, wykorzystają, bo im się należy. A później zostawią, nawet nie podziękują. Przecież wyznają zasadę “NIC NIE MUSZĘ ALE WSZYSTKO MI SIĘ NALEŻY…”
Moje obserwacje są smutne. Niestety niektórzy uważają, że już sam fakt posiadania wyższego wykształcenia sprawia, że od razu powinni być dyrektorami albo członkami zarządu. Bo do pracy za tysiąc pińcet złotych to oni nie pójdą. Studia skończyli, nie po to się tyle uczyli. Są mądrzejsi w teorii od większości właścicieli firm. Za marne grosze nie będą nawet wstawać z łóżka. Nie gniewaj się. Mam nadzieję, że nie piszę o tobie. Niestety tak jednak wygląda nasz rynek osób szukających pracę. W dużym stopniu…
Jeśli jednak ten stan rzeczy ci odpowiada, podpowiem ci teraz, na podstawie osobistych doświadczeń, jak skutecznie nie znaleźć pracy. Jeszcze przez długo.
1. Nigdy, przenigdy, nie wysyłaj nigdzie swojej cv.
Jeśli jednak przyjdzie ci to do głowy albo ktoś będzie stał nad tobą z batem i rózgą, zrób to najgorzej jak potrafisz i nie podawaj swojego numeru. Na przykład, napisz po prostu swoje dane osobowe i dołącz zdanie, że szukasz pracy. Tyle wystarczy. Jeśli ktoś cię pilnuje i powie, że zapomniałeś o numerze, napisz, najlepiej numer do babci. Jeśli twój przyszły ewentualny pracodawca ma duże poczucie humoru, albo jest zrozpaczony, zadzwoni. Możesz też dołączyć swoje wakacyjne zdjęcie z kuflem piwa i zamazać twarz dziewczyny, która siedzi obok. No chyba, że szukacie pracy parami. Wtedy zostaw.
2. Ustaw sobie w telefonie jakąś głupią albo nawet obraźliwą muzykę jako czasoumilacz.
Tyle teraz możliwości, wyszukaj coś oryginalnego. Ewentualny pracodawca na pewno wyobrazi sobie kulturalnego człowieka a przyszły dzwoniący klient na pewno się nie wystraszy. To podziała tylko na twoją korzyść. Pomyślą, że jesteś rozrywkowym człowiekiem.
3. Na umówioną rozmowę nie przychodź. Nigdy.
Gdyby jakiś zmartwiony człek zadzwonił zapytać czy wszystko dobrze, bo byliście umówieni, a ty się nie zjawiłeś, to koniecznie coś wymyśl. Powiedz, że miałeś pogrzeb, spadł grad albo nawiedził cię inny często spotykany w naszych rejonach kataklizm. Z pokorą przeproś, umów się na inny termin i oczywiście nie przyjdź. Możesz też zablokować jego numer telefonu albo przestać odbierać jakiekolwiek przychodzące połączenia. Kiedyś jednak będziesz musiał odebrać, przecież szukasz pracy. A nóż widelec masz wzięcie i dzwoni już inny pracodawca.
4. Ubierz się byle jak, najlepiej polówka, dżinsy z dziurami (teraz takie modne) i kolorowe trampki.
Naprawdę eleganckie ubrania dawno odeszły do lamusa. Wcale nie musisz założyć eleganckiej bluzki, ołówkowej, klasycznej spódnicy czy garnituru, jeśli masz tę przyjemność być mężczyzną. Jeśli jest lato, załóż bluzeczkę na cienkich ramiączkach, kolorową spódniczkę i japonki. Możesz też mieć w trakcie rozmowy kapelusz i żuć gumę. Czym bardziej będziesz na luzie tym lepiej dla ciebie. Istnieje szansa, że ktoś bardzo mocno skróci waszą rozmowę. Masz już z głowy…
5. Zastosuj element zaskoczenia
Od razu, na samym początku, powiedz, że intensywnie szukasz pracy. Wysyłasz swoje zapytanie wszędzie gdzie się da i po prostu liczysz aż ktoś się odezwie. W związku z tym nie pamiętasz czego dotyczy ta właśnie oferta i prosisz o jej streszczenie. Spokojnie, to normalne. Przecież każdy rekrutujący właśnie czeka, żeby to usłyszeć. Nikt przy zdrowych zmysłach nie myśli przecież, że wysłałeś swoją aplikację tylko do nich, bo to właśnie o tej firmie, i o żadnej innej, śnisz po nocach.
6. Bądź nieprzygotowany
Pod żadnym pozorem nie wchodź na stronę www tej firmy. Nie musisz nic o nich wiedzieć. Będą chcieli cię zatrudnić, to ci powiedzą, co masz robić.
7. Powtarzaj czynności od 1 do 6 aż do skutku.
Za każdym razem postępuj według tych wskazówek. Rodzina zacznie ci współczuć, że tak ciężko w tych czasach znaleźć pracę a ty potwierdzisz tezę ogólnie panującą w społeczeństwie, że mamy ogromne bezrobocie.
Teraz możesz być już pewien, że pracy nie znajdziesz. A gdyby ktoś z rodziny czy znajomych zarzucił ci, że nie robisz nic, żeby ją znaleźć, pokaż mu ten tekst. Ile to się trzeba napracować, żeby całe życie żyć na rachunek innych ludzi :)
PS. Ten tekst jest pisany troszkę z przymrużeniem oka i poproszę cię, żebyś go tak traktował. Zawiera jednak sytuacje, do których scenariusz pisze życie.
PS. Tak, wiem, jest też druga strona medalu. Pracodawcy też są często trudni. Jednak nie o tym jest ten tekst.
Jeśli uznasz, że ten tekst może komuś pomóc inaczej spojrzeć na siebie, daj mu do przeczytania. Gdybyś uznał, że chociaż w jakimś stopniu mówi prawdę albo jest wartościowy, udostępnij proszę albo chociaż polub. Dziękuję :)
Górne zdjęcie pochodzi z Banku zdjęć Rudej :) Dzięki Natalia za twoją pracę :)
A moz3 jakies podpowiedzi jak dobrze wypasc na rozmowie??? A ja mam prace stala w urzedzie…. ale nie chce juz dalej tam pracowac, ni3 widze sensu tej pracy chcialabym zmienic prace albo na branze kosmetyczna albo w rekrutacji nie wi3m czy jakis kurs mi pomize?? Skonczylam doradztwo zawodowe :/
To może i ja dorzucę swoje trzy grosze.. Mam 20 lat i można by powiedzieć, że ten wpis to tak trochę o mnie, przynajmniej przedział wiekowy się zgadza ;) Swoją pierwszą pracę znalazłam nieco ponad dwa lata temu i trzymam się jej kurczowo, bo pracę znaleźć jest ciężko.. Te nad wyraz wysokie wymagania mnie przerażają. Odbyłam parę rozmów rekrutacyjnych i wymogi są niekiedy ogromne.. Niestety to o czym piszesz to prawda, wśród znajomych mam sporo osób które własnie w opisany sposoby postępują.. Tyle, że wszystko działa w dwie strony.. Pracodawcy też nie zawsze są w porządku.. Trafić na dobrego szefa jest tak samo ciężko jak trafić na dobrego pracownika.. To przykre.
Więc jesteś jak dinozaur, uważaj, bo jesteśmy na wyginięciu kochana :) Niestety masz rację, znalezienie dobrego szefa też jest trudne. Ale możliwe. Życzę ci wszystkiego dobrego :)
Kiedyś nie rozumiałam, dlaczego moi pracodawcy tak mnie doceniają. Dlaczego zachwycali się moim zaangażowaniem, starannością, punktualnością itd. Zrozumiałam to dopiero kiedy sama zostałam szefem. Pamiętam pierwszą przeprowadzaną przeze mnie rekrutację. Dostałam tak dużo CV, że zapowiadał się naprawdę ciężki wybór. Okazało się jednak, że większość nawet nie przyszła na rozmowę :O a z tych co przyszły nikt mnie nie oczarował. Niestety znam też osoby, które są rzetelne i potrafią się zachować, a mimo to miały lub mają problem ze znalezieniem pracy. I to mnie zaskakuje, bo przecież konkurencja często jest tragiczna.
To o czym piszesz, to niestety druga ale prawdziwa strona medalu :( Niestety też miałam wątpliwą przyjemność pracować z ludźmi, którzy do bycia szefem nie mieli żadnych predyspozycji. Ciężko stwierdzić, czym się kierują niektórzy pracodawcy zatrudniając ludzi. Kiedyś brałam udział w szkoleniach w urzędzie pracy, gdzie pracodawcy uczyli się pisać ogłoszenia o pracę. Przecierałam oczy ze zdumienia. Na stanowisko sprzedawcy do osiedlowego sklepiku ich wymagania były kosmiczne; angielski, prawo jazdy, znajomość komputera, dwuletnie doświadczenie. Mówię ci, nie ogarniam czasami :(
Nic dodać lepiej więcej nie ujmować. Podobnie,jak Ty,Angeliko,niw spędziłam wakacji w Ustroniu a zbierając czereśnie. Żyłyśmy z mamą i siostrą w takiej biedzie,że do szkoły zamiast butów babcia dziergała nam bambosze! Do dziś pamiętam łzy i wstyd. Ale Mama uparcie dożyla do celu,mając 8letnia i 5letnia córkę wówczas założyła firmę,która prosperuje już 22lata. Wszystkiego mnie nauczyła, nic nie dostałam za darmo. Pracę zaczęłam dosłownie dwa dni po maturze. Bez trzymiesięcznych wakacji. Studiowałam,pracowałam,i jeszcze prowadziłam sklep internetowy! Śmiać mi się chciało ze znajomych na studiach dziennych (sorry poza medycyną i inżynierią wysoką reszta studiów powinna być wyłącznie w trybie zaocznym bo to PIC NA WODĘ!) kiedy ich problemem było ile im.dorzucą rodzice na Erasmusa, a moim z czego zapłacić wszystkie rosnące rachunki?! Mama pomagała mi bardzo dużo, ale ja systematycznie z każdej jej pomocy czyniłam szansę,która wykorzystywałam by iść do lepszej pracy i się usamodzielnić. Dzisiaj to mi zdarza się pomagać Mamie. Też rekrutowałam kiedyś ludzi i widzę, słyszę wśród “młodzieży ” te ich niekończące się wymagania.. I nie mówię im “nie” dlatego,że ja nie dostałam nic z ulicy,ale dlatego, że nie nauczą się życia tj.piszesz szacunku,bez ciężkiej orki. Mam trzydzieści lat i trzy tysiące to dla mnie po 12latach(!!!) pracy realne wynagrodzenie podstawowe. Zapraszam takich “wymagaczy” do konfrontacji z moim doświadczeniem zawodowym, życiowym. Szybko pokażę im, że ja miałam czas Pracować, skończyć dwa kierunki,kiedy oni szukali sposobu na otworzenie piwa bez otwieracza ;)
Ej, widzisz, to akurat fajna umiejętność :) ja nie umiem otwierać tak piwa, chyba że jest twist on haha :) pozdrawiam cię i dzięki za podzielenie się kawałkiem swojej historii
ale czyja to wina wobec tego: młodzieży czy rodziców?? Według mnie wypruwający sobie flaki dzisiaj dla dzieci rodzice sami sobie “tworzą” takie egzemplarze jak wyżej. Osobiście nie dostawałam od życia od rodziców tego co tylko zamarzyłam, na lalkę musiałam długo czekać a w międzyczasie malowałam obrazki, bawiłam się patykami (dzięki temu jestem kreatywna i mam wspaniałą pracę). Nie dostawałam na każde zawołanie słodyczy, zabawek czy ciuchów, dzisiaj jest inaczej, znam przypadki studentów, którzy są dorośli a utrzymują ich rodzice, więc jak może być dobrze? Rozpieszczamy sami młode społeczeństwo serwując i realizując ich zachcianki, więc pretensje mogą być tylko do siebie,. mam nadzieję, że autorka bloga swoje dziecko wychowuje według innych zasad, życzę tego z całego serca:)
Dziękuję ci za troskę o moje dzieci :) W tekście właśnie o tym piszę, że dużo winy jest po stronie wychowania, często bezstresowego. Uważam jednak, że nawet nie mając dobrego przykładu od rodziców, dzieci i młodzież, mogą nauczyć się dobrych manier. Ktoś jednak musi im to pokazać. Nie ma się co jednak oszukiwać, że tak jak każde kolejne pokolenie jest słabsze fizycznie, tak też niestety coraz mniej przystosowane społecznie do życia :(
To co Pani pisze jest absolutną prawdą! Przez 3lata pracowałam w sklepie. Przez ten czas przewinęło się mnóstwo młodych ludzi (20-25lat), którzy myśleli, że przyjdą odbębnią 8godzin i pójdą do domu. Gdy im się zwracało uwagę, że robią coś źle, że muszą to poprawić to wielce się obrażali, bo jak im można było coś takiego powiedzieć… . A myśli Pani, że poprawili swoją pracę? Nie, bo wyznawali/wyznają zasadę, że druga zmiana przyjdzie i poprawi… . To przykre…i boli. Ja byłam w tej grupie, która niestety musiała chodzić i poprawiać za kogoś pracę, czasami się pracowało nawet za trzech, tylko wypłatę dostawałam za swoją pracę… . Ludzie są trudni, ale powiem Pani, że i od pracodawcy też dużo zależy. Tak jak w moim przypadku było, gdy kierowniczka wymagała zrobienia czegoś od nowej osoby, ta niewiele sobie z polecenia robiła. i w końcu padało na starych pracowników; a kierowniczka nic. Zero zwrócenia uwagi. Zero.
Dobry kierownik to też skarb, często są to niestety ludzie bez przeszkolenia, którzy nie potrafią skutecznie zarządzać. Trzymaj się ciepło :)
Niestety, teza “Nic nie muszę, wszystko mi się należy” obowiązuje już w gimnazjum. A potem jest już tylko gorzej
Myślę, że czasem zaczyna się nawet wcześniej :(
Bycie dinozaurem, to zaszczyt :)
A najlepsze jest to, że często te wszystkie czynniki potrafi połączyć jedna osoba podczas jednej rekrutacji :)
Obecnie poszukuje pracy, skończyłam studia szukam pracy wszędzie, nie wybrzydzam, nawet z na jednej z rozmów zapytano mnie czy godzę się.na.najniższa.krajowa.ja na to.ze.tak.bo bardzo.chce.pracować….i.co.nawet.się.nie.odezwali ..wiem jedno po urlopie.wychowawczym.trudno powrócić.na.rynek.pracy nawet.jak.się.chce.pracować.na 1300:(
P.S a co do ubioru to tez widziałam parę “kwiatków” według mnie to brak szacunku dla przyszłego pracodawcy i skreślenie osoby już na samym początku bo nie ukrywajmy ze na początku człowieka ocenia się po wyglądzie…..
Kasiu niestety zachowanie pracodawców i ich wymagania co do kandydatów to już inna historia, wcale nie piękniejsza. Kiedy widzę, jak poszukując sprzedawcy w sklepie, wypisują na wymaganiach wykształcenie wyższe, język angielski itp to zawsze pytam, po co. Nikt nie umie odpowiedzieć. Ale wierzę, że ci się uda. Życzę powodzenia. Dobry szef w dzisiejszych czasach też jest jak dinozaur, ale można go znaleźć. Pozdrawiam