Siedzę pod Gubałówką i żegnam się z górami. Tak ciężko stąd wyjechać po takim wspaniałym tygodniu. Mam dla was mnóstwo zdjęć i jeszcze więcej tekstu, który pewnie będzie się tutaj pojawiał na dniach. Wyjazd w góry z dzieckiem spędza sen z powiek niejednym rodzicom. Ale spokojnie, przebrniemy przez to razem.
O tym jak jestem dumna z dziewczynek jeszcze napiszę. Ale musicie wiedzieć, że to były nasze pierwsze bez wózkowe wakacje. W zeszłym roku w górach mieliśmy wózek, więc wędrówki nie były tak wyczerpujące. I nie chodzi mi tutaj o wożenie dzieci ale noszenie tobołków. Wózek przyjął wszystko, nie ograniczaliśmy się więc z niczym. To woda, to druga woda, miliony jabłek, które ktoś zjadł albo nie zjadł. W tym roku nie mieliśmy wózka, musieliśmy więc tak się spakować, żeby nikt nie miał za ciężko ale też żeby niczego nam nie zabrakło.
Nie chcieliśmy narzucać dziewczynkom wielkich ciężarów. Bardziej chodziło nam o to, żeby pokazać im z czym wiąże się maszerowanie po szlakach. Że trzeba się do wyprawy przygotować i dobrze zaplanować, co każdy ma ze sobą zabrać. Tata nosił najcięższe sprzęty fotograficzne i inne. Ja zapas picia i jedzenia oraz ubrania na zmianę, co jest w górach koniecznością. Dziewczynki zaś nosiły swoje bidony z wodą oraz pojemniczki z drobnymi przekąskami.
Na szlaku idealnie sprawdziły nam się plecaki z firmy SKIP HOP. Mniejszy, z żyrafą, z serii baby zoo, ma genialne zapięcie z przodu, co jest wygodnym rozwiązaniem przy takich wędrówkach bo nic nie ciągnie dziecka do tyłu i nie spadają szelki z ramion. Jest też sznurek, dzięki któremu można trzymać dziecko, żeby się nie przewróciło. Do plecaczka też nie zmieści się za dużo więc nie ma ryzyka, że chcąc odciążyć siebie, dołożymy dzieciom :) Większy, w naszym przypadku słonik, skrywał też stertę zabawek, które przecież też musiały zobaczyć góry i pod żadnym pozorem nie mogły zostać w domu, bo umarły by z tęsknoty :)
W pojemniczki śniadaniowe pakowaliśmy sobie drobne przekąski, jabłka, truskawki, mini kanapeczki. Jednego dnia na każdym pniu drzewa czy kamieniu mieliśmy przymusowe przystanki na jedzenie i podziwianie kwiatków :) Jednak największym hitem okazały się bidony. Mamy bidony z kolekcji zoo – motylka i pszczółkę. Są genialne. Nie przemokły nam nigdy, nawet kiedy dziewczynki włożyły je do góry nogami do plecaka. Jeśli kiedyś wędrowaliście z małymi dziećmi po szlaku, wiecie, że słowa “mamo, chce mi się pić” pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie i z częstotliwością 20 razy na sekundę. Zaczepiliśmy im więc bidony na rękę i mogły pić kiedy tylko chciały, bez potrzeby przystawania i sięgania po wodę z plecaka. Bidony są przezroczyste, więc zawsze można zobaczyć kiedy należy uzupełnić płyny :) Jeden z nich zaliczył nawet sturlanie z kamieni i nic mu się nie stało, na szczęście, bo nie wiem gdzie na szlaku mogłabym go dokupić żeby uniknąć histerycznego płaczu z powodu straty :) Bidony są też dobrą alternatywą dla butelek z wodą podczas jazdy samochodem. Nie ma możliwości, żeby dziecko oblało się wodą podczas picia. Każda z dziewczynek podczas podróży miała swój bidon przy sobie i nawet nie wiem kiedy same sobie po niego sięgały w razie potrzeby.
Nasze wakacje były bardzo udane i jestem pewna, że dobre przygotowanie i dobrze dobrane akcesoria dla dzieci mocno się do tego przyczyniły. Zobaczcie nasze dzielne gwiazdy na szlaku a ja pakuję manatki i wracam.
Plecaki, bidony, pojemniki śniadaniowe – SKIP HOP
Buty dziewczynek, które się super sprawdziły – Mido Noster
Bluzy – Little Gold King
Spodnie Zu – Samodobro
A na jakich szlakach byliście? Możesz napisać nazwy? Po polskiej stronie czy słowackiej? Przydałaby się taka informacja na nadchodzące wakacje :) Pozdrawiam
Piszę się wpis, najdalej na początku przyszłego tygodnia będzie :)
Buty dziewczynek rewelacyjne!! Miłość od 1 wejrzenia ;)
Salusiowo.blogspot.com
u nas to samo :)
Rajuśku jakie cudowne zdjęcia. Śliczne dziewczynki.
Dzięki :)