Tytuł tego wpisu jest przewrotny. Ale chciałam skłonić nasz wspólnie do refleksji i przemyślenia. Wierzę, że każdy z nas ma dobre intencje wychowując dziecko. Co jest jednak lepsze? Martwić się czy nie martwić?
Nie możesz (nie) martwić się o swoje dziecko!
Istnieje ogromna różnica pomiędzy dbaniem o bezpieczeństwo dziecka, a zamarwianiem się o każdy jego krok. Zdarzyło Ci się mówić do swojego dziecka „nie idź tam, bo się przewrócisz!”, „nie wchodź na to krzesełko, bo spadniesz!”, „nie wchodź do wody, bo się utopisz!”??? Robimy to odruchowo przez całe życie, odkąd nasze dzieci się pojawią. Aż do momentu, kiedy świadomie nauczymy się nad tym panować. Dlaczego to jest aż tak złe?
Co projektujemy dziecku, ciągle się o nie martwiąc?
Mówimy mu, że świat jest niebezpieczny. Każdy jego krok może doprowadzić do czegoś złego. W trudniejszych przypadkach, takie dziecko w dorosłości nie będzie podejmowało prób kreowania swojego życia, bo każda z nich skończy się wg niego fiaskiem. Otrzymało przecież w młodości milion przekazów „nie poznawaj świata, bo stanie się coś złego”.
W dorosłym życiu takie osoby nie potrafią odciąć pępowiny od rodziców. Mogą mieszkać już dawno osobno, mieć swoje rodziny a nawet sami być rodzicami. Ale przed każdym krokiem będą potrzebowali „pozwolenia” rodziców na ruch, żeby mieć pewność, że nic im nie grozi.
Absolutnie nie chodzi o to, żeby nie troszczyć się o dziecko. Trzeba je uczyć i wspierać. Pokazać, że świat jest bezpieczny. Nauczyć, jak się po nim poruszać i o co zadbać. Pamiętam, jak kiedyś powiedziałam Wam o naszym czerwonym segregatorze w domu. To taki segregator, w którym trzymamy wszystkie ważne dla nas dokumenty. Nasi bliscy wiedzą co w nim jest, oraz wiedzą gdzie go trzymamy. W razie nagłej potrzeby będą mieli wszystko gotowe.
Nawiązała się wtedy między nami dyskusja na instagramie, że kupowanie polis na przykład na wypadek śmierci to jak proszenie się o kłopoty. No nie kochani. To się nazywa dorosłość. Świadomość, że życie jest piękne i trzeba je przeżywać, ale jest się przygotowanym i zabezpieczonym na wypadek, gdyby coś jednak poszło nie tak.
Co zatem możemy zrobić w ramach nauki bezpieczeństwa?
Zamiast więc ciągle się zamartwiać, na nic nie pozwalać, musimy nauczyć nasze dzieci dbać o ich bezpieczeństwo. Już zawsze będą to umiały. I tak, ja prowadząc wiele zbiórek charytatywnych przekonałam się, jak brak polis ubezpieczeniowych utrudnia życie. Kiedy wydarzy się coś złego, oprócz ogromu emocji serwujemy sobie i bliskim dodatkowy stres w postaci braku środków na pomoc. Stawanie w dorosłości pozwoli nam zadbać o takie rzeczy jak ubezpieczenie na życie. Jeśli jesteśmy w temacie dzieci, jednym z podstawowych ubezpieczeń dla dzieci jest ubezpieczenie szkolne NNW Twoje Dziecko.
Dziecko jest po prostu dzieckiem. O wypadki nie trudno, nie tylko w szkole. Cieszę się ogromnie, że tak ważną kwestię jak ubezpieczenie dla dzieci mogę tutaj z Wami poruszyć razem z marką Aviva. Wykupiliśmy naszym dzieciom ubezpieczenia Twoje Dziecko, które obejmuje je ochroną nie tylko w trakcie pobytu w szkole. Co więcej, chroni je również w wakacje.
Macie do wyboru kilka różnych pakietów ubezpieczenia dla dzieci (najtańszy za 39 zł na rok za jedno dziecko). Pamiętajcie, że jeśli Wasze dziecko uczestniczy w jakiś zajęciach, na przykład jeździ konno, musicie sprawdzić, czy nie trzeba wykupić dodatkowego ubezpieczenia. Niektóre sporty są traktowane jako ekstremalne (tak, jazda konna się do nich zalicza) i naprawdę warto o tym wiedzieć, bo wymaga to dodatkowej składki.
Przeżyj życie i wypatruj samych pięknych chwil
Jestem ogromną fanką przeżywania chwil i odczuwania wdzięczności. Kocham swoje poranki uważności, kocham listy przeżyć. Naprawdę dodają życiu życia. Sama ogromnie pracuję nad swoimi procesami lękowymi, które zapewne mają swoje źródło w mojej młodości. Choć mogłoby się wydawać, że niczego się nie bałam i ekstremalnie skakałam po drzewach, miałam w sobie na przykład lęk przed wodą.
Pokonałam go w tym roku. Może Wam się to wydawać dziwne, ale mnie świadomość tego, że jestem ubezpieczona na wszelki wypadek, pomaga nabrać odwagi do walki ze słabościami. Tak samo było kilka lat wcześniej również w Chorwacji, kiedy pokonałam swój lęk wysokości. Udokumentowałam to i możecie to zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Czego potrzebują dzieci?
Dzieci nie potrzebują wizji świetlanej przyszłości, stosów najnowszych zabawek i miliona zajęć dodatkowych. One potrzebują przeświadczenia, że im ufamy, że dadzą sobie radę, dokądkolwiek pójdą. A jeśli będą potrzebować wsparcia, my im je damy. Sposobów na to mamy wiele. Od poczucia, że dom to miejsce, w którym możemy się sobie zwierzać i nasze emocje są bezpieczne, przez wykupione wspierające ubezpieczenia, na wiecznie gotowych do przytulenia ramionach kończąc.
Pozwólmy zatem naszym dzieciom być dziećmi. Biegać, skakać, poznawać świat, mieć bałagan w pokoju, jeść lody, jeździć konno, pływać i chodzić po górach. Zadbajmy o ich bezpieczeństwo, wykupmy polisę, weźmy za rękę i pokażmy świat… Jest piękny!
Cześć! Ciekawy temat poruszyłaś, bo rzeczywiście balans między troską a nadmiernym zamartwianiem się to nie lada wyzwanie dla każdego rodzica. Myślę, że kluczowe jest właśnie to, co wspomniałaś – uczenie dzieci, jak poruszać się po świecie z pewnością siebie, ale i odpowiedzialnością. To nie jest łatwe zadanie, zwłaszcza gdy instynktownie chcemy je chronić przed każdą potencjalną krzywdą. Ale prawda jest taka, że zbytnie hamowanie może prowadzić do tego, że nasze dzieci będą bały się podejmować jakiekolwiek ryzyko w dorosłym życiu. Dlatego zamiast ciągłego „uważaj!”, lepiej uczyć je, jak rozpoznawać zagrożenia i radzić sobie z nimi. To chyba najlepsza lekcja, jaką możemy im dać.
Mądre podejście, ciężko nauczyć się nie martwienia, natomiast można je mniej okazywać, żeby dziecko nie czuło się ograniczone, dobrze jest pamiętać jak to było samemu być dzieckiem i patrzeć na świat ich oczami. Oczywiście od małego uczymy ich tego co jest bezpieczne a co nie, na co zwracać uwagę, aby nie zrobiły sobie krzywdy.
Wykupiliśmy polisę z ubezpieczeniem, kiedy urodziła się nasza córka – głównie z myślą o niej.. kiedy jest wszystko dobrze- to dobrze… Jednak z dnia na dzień mój mąż otrzymał diagnozę: guz mózgu… ułatwiło to nam w późniejszym czasie wykupienie leków i suplementów … a to kosztowne. Warto się zabezpieczyć bo to daje poczucie bezpieczeństwa i oby jak mówi większość nieprzekonanych: oby się te pieniądze „zmarnowały”( jeśli wiecie o czy mówię) i nie trzeba było ich wykorzystywać… dużo zdrowia❤️
Zgadzam się w 100%…
A mnie ciekawi czy kiedyś miałaś sytuacje, ze w tragedii musiałaś wyegzekwować to ubezpieczenie? Bo wykupić polisę i myslec ze w razie w jesteśmy bezpieczni to 1, a zderzyć się z realiami to 2. Ja miałam wybitna nieprzyjemność „skorzystać” z polisy. W cudzysłowiu, bo obok stresu związanego z tragedią miałam milion dodatkowych stresów związanych z wydobyciem od „renomowanego” ubezpieczyciela tego, na co się z nim umawiałam i tego co mi się prawnie należało. Wiesz co usłyszałam ? My mamy armie prawników i nas pozwij. Jeśli popatrzeć po forach, nie jestem jedyna osoba którą te „dobre” i znane firmy ubezpieczeniowe tak załatwiają. No ale jeśli to nie wiarygodne, to czemu powstała taka instytucja jak rzecznik ubezpieczonych ? Dlaczego tak ciezko jest się do niego dodzwonić i czemu jego rada to „dać sobie spokoj, bo i tak się z armia prawników przegra”? Ubezpieczenia tego typu to biznes, jak dla mnie lepiej wyjdziemy sami robiąc sobie fundusz awaryjny.
Ojej, dobrze że pani o tym pisze ☹️
Przykro mi, że masz takie doświadczenia. Na szczęście po swojej stronie też masz armię prawników, bo istnieją firmy, które pomagają egzekwować takie odszkodowania.
O matko, jakbyś jeden akapit napisała o mnie, to aż straszne. Mam 29 lat, 4letnie dziecko, dawno wyprowadziłam się z domu i mimo że wydaje mi się, że sobie radzę i ogarniam życie to.. jak przyjdzie co do czego, radzę się mamy (oczywiście nie we wszystkich kwestiach) i mam wrażenie, że w niektórych dziedzinach życia wciąż mam tą pępowinę. Świadomość tego już jest, to jakiś krok do przodu, teraz tylko zostaje praca nad tym :)
Czyli ogromna część pracy już za Tobą. Brawo!!! Pamiętaj, że nie ma nic złego w samym radzeniu się kogoś bliskiego. Jeśli jednak już decyzje uzależnia się od tego, czy ona się spodoba bliskim czy nie, może to już działać destrukcyjnie.
Finalnie i tak zrobię to, co ja uważam, ale jednak bez 'konsultacji’ czuję jakaś pustkę haha, wiem, że brzmi to głupio, ale wciąż się uczę :)
Bardzo dobry i mądry tekst :) fajnie ale rzeczowo napisane jak bardzo „niechcący” możemy zaburzyć coś w głowie naszego dziecka.
Zupełnie niechcący, bo ja naprawdę wierzę, że intencje jako rodzice mamy najlepsze pod słońcem. Dziękuję, za miłe słowa.